Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi AdAmUsO z miasteczka Katowice. Mam przejechane 66677.37 kilometrów w tym 12733.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.57 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy AdAmUsO.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 77.20km
  • Teren 75.00km
  • Czas 04:50
  • VAVG 15.97km/h
  • HRmax 176 ( 97%)
  • HRavg 159 ( 88%)
  • Kalorie 5435kcal
  • Podjazdy 2482m
  • Sprzęt taczkens
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade Volvo MTB Marathon - Wałbrzych 2013

Poniedziałek, 9 września 2013 · dodano: 09.09.2013 | Komentarze 1

kolejny start za nami...

Coś wisiało w powietrzu od samego rana ;) chyba to moja sprawka bo coś mnie pokręciło po śniadaniu i spędziłem kilka nerwowych chwil na kiblu. Pewnie to Ci emeryci co wymietli wszystko z talerzy a nam zostały jakieś nędzne okruchy i jajkownica ;)
Dobrze że start wyjątkowo o 10:30 miałem czas się jeszcze ogarnąć.
Z Rafałem i Marcinem zdecydowaliśmy się na poranną rozgrzewkę i pojechaliśmy na start na bikach, Ben straszył, że to w ciul daleko ... na szczęście było tylko daleko, gdyby było w ciul daleko, to nie dojechalibyśmy na czas ;)
Wyjszło jakieś 15km w 45 minut, w sam raz na rozgrzanie uda i załatwienie tablet antynapadowych u znachora.
Przy miasteczku dziwnie pustawo, na parkingach mało ludzi, brak kolejek przy kiblach ;) (byłem czujny) pogoda od kilku dni stabilna, spodziewałem się oblężenia "Mordoru" a tu dziwna cisza ...
Chłopaki z teamu nerwowo kręcili się po parkingu w oczekiwaniu na dostawę koksów bo Artur z Krzyśkiem mieli ze sobą, a błądzili gdzieś po Wałbrzychu, na szczęście zdążyli i każdy odebrał co mu się należało.

Pogadałem chwilkę z ziomalami z Wielkopolski - Jackiem, Mariuszem i Markiem, uśmiechnięci, wyluzowani :) fajnie że przyjechali pomęczyć się na golonie, liczę też na ich obecność w Istebnej.

Pakujemy się w sektory, chwilka gadki i ruszamy.

Zaczynam jazdę z pułapu 110hr, jakieś 30hr wyżej niż zwykle na starcie, samopoczucie ok więc nie panikuję, jadę swoje... po 5 minutach jestem już nad RCP i nie zapowiada się by była szansa trochę zbić tętno.
Zaczyna wyprzedzać mnie coraz większa liczba zawodników, Mariusz ruszył z kopyta, Jacek czujnie pomykał za nim. Ja postanowiłem trzymać się Wojtka, w Wiśle ładnie pocisnął, jego tempo mi odpowiadało, a że to przesympatyczny gość z którym zawsze można pogadać na maratonie, zamiast samotnie sapać, to skorzystałem z okazji i sporo kilometrów ujechaliśmy razem.

Pierwszy zjazd zapowiadał ciekawą traskę, niestety potem było już tylko gorzej, tylko kilka ciekawych fragmentów, większości nudne szutry, ogólnie kiszka.

Jechałem w eksperymentalnym ustawieniu pozycji w taczkensie, mostek na + i siodło o 0.5cm w dół, z mostka jestem zadowolony, wyprostowana pozycja ułatwia oddychanie ale czułem dyskomfort w prawym kolanie, więc muszę popracować jeszcze nad wysokością siodła.



Po godzinie jazdy przestało być miło i sympatycznie, zaczęły się problemy, po zjedzeniu kęsa batonika, po kilku minutach, zebrało mi się na pawia, co prawda nie wyskoczył ale ciągle był blisko, niemiłe uczucie.
Zastanawiałem się czy sobie nie ulżyć w cierpieniu, ale stwierdziłem że póki sam nie wyskoczy to lepiej nie pozbywać się resztek płynów z organizmu, zwłaszcza po porannych ekscesach, odwodnienie było realnym zagrożeniem a to mogło się tylko jednym skończyć, totalną bombą.

No ale jechać trzeba, opróżniłem bidon z wodą na przemian ze słodkim izo z bukłaka, zaczęło mnie mocno suszyć, piłem a nie mogłem zaspokoić pragnienia, dziwne uczucie, chyba kac ;) po sporej dawce płynów pocisło mnie na tym razem na pęcherz ... ja pierdziele, tak się nie da żyć ! a co dopiero jechać. Stwierdziłem że wyleje się na bufecie, i tak miałem stanąć zatankować, jak dojechałem, pędzikiem napełniłem bidon, camela, i co ? jajco ! zapomniałem się wyszczać ! jak wsiadłem na bika, to stwierdziłem, że wytrzymam do kolejnego pit stopu.
Znów duldałem wodę na przemian z izo, pragnienie nie odpuszczało, podjąłem próbę zjedzenia kolejnego kawałka batonika, na szczęście weszło ;) jest dobrze, po 30 minutach kolejny kęs, jest super ! power !!! jadymy !!! napieramy, odrabiamy straty !!!
Po kilku kilometrach, JEB, jak obuchem w łeb, a raczej w brzuch ...
Zaczęło mi kichy skręcać, tempo spadło z wolnego do żałosnego, do tego dopadł mnie przed rozjazdem Mateusz Zoń, lider dystansu Mega, taka sytuacja ... niech mnie ktoś dobije !!! mogłem o to poprosić Wojtka Stawarza, ale mu się spieszyło.

No i stało się ... po rozjeździe stanąłem total, przewiesiłem się przez kierę i cierpiałem dole, szukałem pretekstu żeby się wycofać, nie wiem po co, prędzej zjadą mnie nieprzytomnego na trasie, niż z dnf'em na mecie ;P ... no chyba że taczkens się wysypie, ale spece się nie psują ;)

Jak sobie tak wisiałem, to mnie Krzychu myknął, szybka analiza sytuacji, Jacek i Artur z przodu, Krzychu właśnie pojechał, jestem czwarty z teamu, z tyłu nikogo, ASE pojechało, generalka teamowa ! jeszcze tylko ten jeden raz! ... ruszyłem ...

Byle do bufetu...

piciu!!!!

Jest bufet, uratowany ... wale mineralkę z gwinta, nigdy z taką przyjemnością nie zrobiłem 0.7 ;) chłopaki napełniają bidon, foluje dodatkowo camela i jazda ... aha siku ! ... eeee już mi się nie chce :)

Powoli wracam do żywych, tempo powolutku wzrasta, dojeżdżam po raz kolejny do rozjazdu, pytam Kowala, ile do mety ? 11km ... chleje ciągle wodę, żarcie odpuściłem, jeden baton musi wystarczyć...



Coraz więcej zawodników na trasie, niestety tylko Mega, mykam Ose, który na mnie czekał ;P dzięki ziom, napieram mocno na pedały, jedzie się super! wpadam z impetem na nasyp i gnam po tłuczniu w kierunku mety, 3km do mety, ostrożnie ogarniam końcówkę żeby się głupio nie wyłożyć na koleinach, słit focia od Pawła z bikelife i szczęśliwy wpadam na metę, ja pierdole ale rzeź ! :) ekstremalnie tak jak lubię, szkoda że trasa taka nie była ;)

Wciągam makaron :) brzucho wporzo, paw se poszedł, siku odpuściło.
Robimy rozjazd z Marcinem na kwaterę, kluczyka do pokoju nie było, więc uprawialiśmy browaring na ławingu w oczekiwaniu na resztę ekipy :)

Generalka teamowa ogarnięta ! trzeci plac zaklepany, w Istebnej świętujemy :)

No i jak tu nie kochać MTB ? ;)


pikaczu, musiałem resetnąć w trakcie bo się czujnik pogubił ;)


aha staty
time 04:55:09
open 35 | 17 M3


Komentarze
k4r3l
| 21:30 poniedziałek, 9 września 2013 | linkuj Scenariusz godny mistrza Hitchcocka ;) Mało sportowa (wiem, bluźnię;) taczka z plusowym mostkiem, ale skoro twierdzisz, że wygodna - to chyba ważniejsze ;) Graty!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa echcz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

stat4u