Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi AdAmUsO z miasteczka Katowice. Mam przejechane 66677.37 kilometrów w tym 12733.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.57 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy AdAmUsO.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 120.49km
  • Teren 100.00km
  • Czas 04:39
  • VAVG 25.91km/h
  • HRavg 161 ( 84%)
  • Kalorie 4409kcal
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB MARATHON - MUROWANA GOŚLINA 2010'

Niedziela, 4 lipca 2010 · dodano: 06.07.2010 | Komentarze 10

open 53 / M3 23 / time 04:10:40

Nowa, aerodynamiczna fryza, przygotowana specjalnie na ten etap, wszyscy wiedzą że "łysi jeżdżą szybciej" ... faktycznie coś w tym jest ;P ...



fota zrobiona już po zawodach...zgubiłem końcówkę do maszynki, próba z najmniejszym rozmiarem zakończyła się tak niefortunnie że musiałem ogolić czachę hihihi :]

Murowana Goślina daleko od Katowic ale OSOZ TEAM w składzie 11 osób dzielnie podróżuje po kolejne cenne punkty.

Po wypakowaniu bajków okazało się że złapałem laczka...w aucie :)
Lepiej teraz niż na zawodach, parę minut i dętka wymieniona, dziurawą załatałem i spakowałem.

W miłym towarzystwie czas szybko leci, spożyliśmy po dwa bronki a rechotaliśmy prawie do pierwszej w nocy.

Pobudka miała być o 7:30 ... przebudziłem się godzinę wcześniej, Ben też już był na nogach, wciągnęliśmy kanapki czekając aż reszta ekipy się dobudzi.

Wcześnie rano a słoneczko już mocno przygrzewa, prognozy sprawdziły się w 100% ... będzie bolało ...

Gotuję dwie paczki makaronu, Greg robi sosik z tuńczykiem i cała ekipa się najadła :) tz. makaron wciągali ale niektórym "mięcho" nie spasowało, Oskar zjadł makaron z serem a Olo z dżemem :) Slec chyba całkowicie zrezygnował z węgli :P

Po śniadaniu grzebiemy jeszcze przy bajkach, Slecia już nosi więc o 9:15 zbieramy się ekipom w kierunku startu, parę asfaltowych kilometrów na rozgrzewkę to dobry pomysł, choć nie czuję się najlepiej :(

Docieramy na start, skanujemy numerki i chowamy się do cienia...spotykamy Wojtka Markiewkę z Gymnasion MTB Team, zajebiście pozytywy człowiek, od razu polepsza mi się humor, żartujemy że kręcimy dzisiaj czas poniżej 4h ;) ... wypijam gutar, zjadam batona bo na trasie mogę nie przełknąć mordoklejka ;) trzy żele spakowane w kieszeni, jeden magneslife i jeszcze jeden gutar.

9:50 - zbieram się do sektora, już widzę znajome twarze :)... co ciekawe, sektor duży, miejsca w brud a ekipa rozstawiona podobnie jak w Międzygórzu, każdy ma "swoje" ulubione miejsce ... trochę tak jak w szkolnej ławce ;)

ekipa zauważona na starcie

Klosiu
JPbike
DMK77
Slec
Zabel
Maks
Rodman
Arek
Jarekdrogbas

Ustawiam się koło Mariusza, start opóźniony o 10 minut więc spokojnie sobie rozmawiamy, podchodzi przywitać się Damian, wymienił oponę z przodu na NN przez chwilę zastanawiam się czy nie popełniam błędu jadąc na Geax Saguaro bo z ostatnich, piaskowych testów nie byłem zadowolony. Z ciśnieniem też nic nie kombinowałem 3.5 bar do obu kół.
Przyszedł Jarek z obandażowaną ręką, ledwo może kierę utrzymać, twardy jest, pomimo bólu decyduje się na start na mini, jak się okazało zajmuje 3 miejsce na tym dystansie, szacun!

Sektory się łączą, przesuwamy się do przodu - speakera już nie słychać, i dobrze! :) muzyczki przed startem też nie będzie - niedobrze ;) ... w końcu ruszamy! słychać tylko klik wpinanych bloków w pedałka i maszyna już się rozpędza...



dojeżdżamy do pierwszego piaszczystego odcinka, kuweta jak się patrzy :) na szczęście jest szeroko, na forum czytałem że lepiej trzymać się prawej strony, tak też zrobiłem ale lepiej nie było bo zrzuciło mnie z bika. Większość wybrała lepszy wariant i sporo osób mnie wyprzedziło.


jak widać nie tylko ja cisnę z buta :)


Wołam do Grega że tym razem nie będzie 100% w siodle ;) po wykopaniu się z piachu wjeżdżamy w las. Trasa pyli, po chwili gały pełne syfu, jadę na jedno oko i klnę pod nosem. Trzymam się Klosia, pytam, czy przed nami nie jedzie czasem Damian, Mariusz naciska mocniej na pedałki, sprawdzimy ... jednak nie, On już dawno pojechał ;)

Po kilku piaskownicach robią się spore przerwy i tworzą się pierwsze małe grupki, Mariusz gdzieś się zakopał a ja załapałem się do kilkuosobowej grupy.

Chciałem początek zacząć trochę spokojniej ale zdecydowałem się trzymać koło choć pulsometr pikał powyżej 170bpm - myślę sobie, bracie, długo to ty nie pociągniesz ale nie odpuszczam.

Staram się zejść nieco z tętna, bliżej 160bpm ale jak tylko zwalniam to grupka mi nieco odchodzi, dociągam a budzik znowu powyżej 170 pokazuje :/ czuję się dobrze więc decyduję się nie odpuszczać.

Średnia cały czas powyżej 30km/h czyli całkiem przyzwoicie, chłopaki naginają, cały czas jest wąsko więc na razie nie ma mowy o wyprzedzaniu i zmianach, uczepiłem się jak rzep na końcu i zadowolony jechałem do przodu ;P

Sielanka nie trwała zbyt długo bo znów zaczęły się piaskownice, grupka się podzieliła, trzech kolarzy trochę odjechało a z tyłu już nikt nie miał ochoty tego pospawać ... tempo trochę siadło więc postanowiłem sam powalcować trochę z przodu. Chłopaki z przodu naginali za mocno dla mnie a z tyłu ogon mi się oderwał, no to lipa - pomyślałem, będzie jak w Dolsku, zacznę gonić tych z przodu i się wypstrykam. Postanowiłem jechać swoje i poczekać na rozwój sytuacji, tempo nadal powyżej 30km/h więc jest ok.

Dojeżdżam do pierwszego bufetu, wołam, woda?! - dostaję niecałe pół kubka - dzięki! :/ pewnie dlatego że nie użyłem magicznego słowa - proszę ;)
Dalej już nie zapominam o kulturze i grzecznie proszę i dziękuję za ułatwianie mi jazdy.

Na bufecie zauważam Arka Susia który napełniał bidon, z przodu kilkadziesiąt metrów jedzie biker ale jego tempo jest takie samo jak moje więc się nie zbliżam. Arek mnie dogania, przy okazji dziękuję mu za pomoc w Międzygórzu przy bufecie bo wcześniej nie miałem okazji. Wyprzedza mnie i zachęca do jazdy na jego kole, korzystam z propozycji, dociąga nas do zawodnika z przodu. W trójkę jedzie się super, dajemy mocne zmiany, nikt się nie oszczędza. Mamy kilkaset metrów przed nami kolejną grupkę więc jest motywacja żeby jeszcze mocniej napierać. Na moich zmianach znów tętno powyżej 170bpm ale jak chowam się za koło to szybko spada do 160bpm więc jeszcze jest dobrze. Od grupki dzieli nas jakieś 200 metrów, na mojej zmianie postanawiam połączyć peletonik, mocniej się spinam i udaje się dojechać, 176bpm to chyba był mój dzisiejszy max.
Niestety dojechaliśmy tylko we dwójkę bo Arek został z tyłu, nie wiem co się stało, szkoda.

Jedziemy dalej, nowa grupka okazała się niechętna do współpracy :/ ciągnęliśmy ten ogon we dwóch, sporadycznie ktoś tam dał krótką zmianę, sam się wcześniej woziłem więc odpokutowałem teraz swoją winę ;) ... zarzucam magneslifa i wciągam żelka ... tak dojeżdżamy do kolejnego bufetu. Cała grupka się zatrzymuje, wypijam trzy kubki wody bo słodko w gębie, zjadam trochę owoców i zabieram żelek maxima z bufetu (którego gubię gdzieś po drodze)

W trakcie postoju mija nas spora grupka, nie zatrzymują się więc koniec biesiady, jedziemy dalej. W grupce widzę bikera na przełajówce i Mikiego z Herbapolu który nigdy się nie oszczędza, powinno być dobrze. Kawałek jest git ale chyba trochę za duża ta grupka była, zrobiło się nerwowo, Miki pociągnął z przodu mocniej i kawałek odjechał, dwóch kolesi poprawiło i się wszystko posypało. Troszkę szkoda bo razem mieliśmy większe szanse na dobre tempo. Ja postanowiłem jechać swoje, średnia cały czas zadowalająca, żadnych dolegliwości, można śmigać. Przez parę kilometrów nic się specjalnego nie działo, jechałem z przodu nie patrzyłem co się dzieje za mną, nikt mnie nie wyprzedzał więc chyba wszyscy zadowoleni ;) z przodu na długich prostych miga w oddali koszul z Twomarku ale jest za daleko żeby z lookać na czyich jest plecach.

W końcu zjeżdżamy w pętli giga i znów zaczyna się coś dziać, przed trzecim bufetem wyprzedza mnie Klosiu, miałem chęć zabrać się z nim ale w planie był dłuższy postój na bufecie i nie udało się załapać na koło. Trochę czasu straciłem na tym postoju, najpierw przez chwilę mocowałem się żeby odkręcić camela potem miałem problemy z jego zakręceniem :/ ... bywa.
Właścicielką koszulki Twomarku okazała się Ewelina Ortyl, od razu widać że to nie jest jej ulubiony teren. Zrobiło się tłoczno na trasie, ale udaje się wyprzedzać całkiem sprawnie. Docieram do sławnej pętli XC, całkiem fajna traska, przejeżdżam całość w siodle. Przy stanowisku z aparatem robię mały błąd techniczny i mocno podpieram się lewą nogą żeby nie wyglebić, przeszywa mnie ból w udzie, na szczęście to nie kurcz. Jadę dalej, zaczepiam kierą o drzewko ale i tym razem udało się wybronić.

Wyczekuję na osławionego killera, szukałem, ale go nie spotkałem, pewnie to jakaś popierdółka była ;)

Kończę pętelkę i spotykam GG, mówi że teraz już tylko prosto do mety, no to włączam udo i napieram dalej. Jedzie się nadal super, mijam kolejnych zawodników. Szukam w kieszonce gutara żeby zarzucić na końcówkę, w końcu go wygrzebałem ale miałem problemy z jego otwarciem, jak mi się ta sztuka udała to wjechałem w dziurę i połowę wylałem :P kij z nim.

Po paru minutach dochodzę jakąś grupkę, wyprzedzając, w oddali widzę żółtą koszulkę OSOZ Team, zastanawiam się kto to może być, powoli się zbliżam. Teraz już widzę że to Piotrek (slec) liczyłem że będę dzisiaj blisko niego ale nie aż tak ;)

Postanawiam skorzystać z okazji i urwać zioma, po cichaczu podjechałem i zaatakowałem z zaszkoczenia :P ale chwycił koło więc jeszcze nie ma z nim tak źle, woła że go kurcze ściągnęły z bika, współczuję mu ale poprawiam atak, czyżbym słyszał "to se k...wa jedź" ? ;P Jadę zadowolony że udało się urwać Slecia, chociaż wiem że nie podda się bez walki, zaczynają się tabliczki z oznaczeniem ile km do mety, teraz już wiem że Piotrek będzie gonił bo go to zawsze dodatkowo motywuje. Już mi się trochę dłuży ta trasa, 2km do mety...zerkam za plecy, jest żółty, jednak doszedł. Wpadamy razem do kuwety ;) mówię do niego że uparty jest ;) widać na twarzy że jest ujechany bardziej ode mnie ale twardo napiera do przodu i odskakuje mi trochę na tym piachu. Zakopałem się i cisnę bika szukając przejezdnej trasy, slec jedzie, no to po ptokach ... jednak nie, też zlazł i szura z buta ... wyjeżdżamy razem z tego piachu. Kilometr do mety, Piotrek mówi że jak chcę wygrać to mam jechać, chciałem wygrać ale zasłużenie a nie "kopać leżącego" ;) miałem swoją szanse 5 km przed metą ale nie dałem rady jej wykorzystać.
Wjeżdżamy razem na metę, trzymając się za ręce, może ktoś pstryknął nam fotkę?
Klosiu już na mecie, nie wygląda na zajechanego, gratuluję mu dobrego wyścigu.
Idziemy do bufetu po wodę, pijemy i wylewamy na siebie po pół butli na głowę, spotykamy Arka odpoczywającego w cieniu. Chwilkę rozmawiamy, w namiocie maxima kupuję dwa regenery, testujemy truskawkowe muszę przyznać że nawet dobre, Spotykamy Damiana, przebrany, zadowolony, no to pewnie znów 30 minut w plecy, podaje mu czas, mówi że dużo nie straciłem, no to elegancko :) spotykamy jeszcze Rodmana. Znalazł się jeszcze Miluś na mecie, mówi że żarcie nawet dobre ale nie czuję głodu, mam za to nieodpartą chęć na zimnego browara :) więc zawijamy się na chatę...ufff end

Na koniec fun


Miluś vel Gruzin ;P


Gruzin koksiarz


Sponsorem imprezy jest...


dwa koksy-wycinaki :)


Komentarze
Jarekdrogbas
| 18:15 piątek, 9 lipca 2010 | linkuj Łysi jezdza szybciej ;-)
AdAmUsO
| 19:36 czwartek, 8 lipca 2010 | linkuj Jacku, to wszystko od długiego noszenia kachola na czaszce ;) w Głuszycy widzę Cię z nową "giga-szybką" fryzą ;)
Rafał, to tak żeby glaca się nie przyfajczyła na tym słoneczku.
RafalCSC
| 19:30 środa, 7 lipca 2010 | linkuj A to dlatego miałeś myckę :)
JPbike
| 16:31 środa, 7 lipca 2010 | linkuj Gratulacje !
Świetnie to opisałeś :)
Chyba też się skusze na podobną "fryzurę", ponoć już od jakiegoś czasu łysieję ... :)
klosiu
| 04:56 środa, 7 lipca 2010 | linkuj Adam, no wiesz, ja odkrylem to juz nieco wczesniej, stad tez niezly wynik w Miedzygorzu ;).
AdAmUsO
| 20:06 wtorek, 6 lipca 2010 | linkuj Maks, dzięki - zadbaj o sprzęt przed kolejnym maratonem bo szkoda nerwów na taką jazdę.

Klosiu, Ty też jechałeś z nową fryzą, miałeś szczęście, gdybyś nie odkrył tajemnicy sukcesów Damiana w tym czasie co ja to byś mnie nie dogonił ;)

DunPeal, przekażę pozdrosy przy najbliższe okazji, w imieniu koksowników, dziękuję :) ... skraj lasu to było to, na ścieżynkę to racze się nie zdecyduję...dzięki, zapamiętam :)

Damian, sorki nie chciałem zdradzić sekretu szybkiej, nagiej czachy ;) teraz będziemy patrzeć ile osób "odmienionych" wystąpi w Głuszycy ;) ... jestem również zaskoczony wynikiem, ale płaskie trasy mi leżą ;D
DunPeal
| 13:20 wtorek, 6 lipca 2010 | linkuj pozdro dla koksow ;)
ps. na przyszlosc polecam skraj lasu, wzglednie sciezynke troszke w glebi, wysypana jednak tluczonym szklem ;)
klosiu
| 13:20 wtorek, 6 lipca 2010 | linkuj Swietny reportaz :). Fryzury nie zauwazylem pod kaskiem, ale efekt od razu widac, ledwo Ci ucieklem :). Jednak faktycznie lysi jezdza szybciej :D.
Na tym drugim bufecie musielismy sie rozminac, tez bylem w pociagu z przelajowcem i kolega z Herbapolu (myslalem ze to Planja, podobne koszulki w sumie ;)), tyle ze musialem sie zatrzymac bo picia braklo ;).
Maks
| 13:11 wtorek, 6 lipca 2010 | linkuj Super relacja w pełni oddaje to co się działo na trasie ;)
Pozdrawiam i do zobaczenia w Głuszycy ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa iadls
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

stat4u