Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi AdAmUsO z miasteczka Katowice. Mam przejechane 66677.37 kilometrów w tym 12733.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.57 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy AdAmUsO.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 103.40km
  • Teren 95.00km
  • Czas 04:14
  • VAVG 24.43km/h
  • VMAX 44.50km/h
  • HRmax 177 ( 93%)
  • HRavg 162 ( 85%)
  • Kalorie 4573kcal
  • Podjazdy 405m
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Marathon - Murowana Goślina 2011

Niedziela, 10 kwietnia 2011 · dodano: 14.04.2011 | Komentarze 9

Trafiłem do IV sektora więc miejscówka nie najgorsza ale to i tak środek peletonu więc jak zostanę w kuwecie na początku to już będzie trudno załapać się w jakąś rozsądną grupę. Jacek-JPBIKE przed startem radził żeby trzymać się lewej strony (dzięki) tak też uczyniłem i dość sprawnie udało się przejechać pierwsze piaski. Po przejeździe formuje się grupka, jestem uhahany że udało się podłączyć pod jakieś ogolone łydy ;) nawet było parę czerwonych rowerów więc byłem przekonany że będzie szybko. Założenie było takie żeby z wyczerpania spaść z bika na mecie więc nie kalkulowałem, jechać, stać czy patrzeć tylko napierałem w pedalce ile sił bozia dała.

Zrobiło się troszkę spokojniej więc mogłem rozejrzeć się po grupce czy jakiś ziom się znajdzie, no i się znalazł – Krzysztof M., nowy nabytek OSOZ teamu , a że jeździec z niego zacny to miałem pewność że dobrze trafiłem :]
Krzysiek stwierdził że przed nami pomyka Sleciu, faktycznie migał gdzieś tam daleko z przodu. Zrobiło się trochę ciaśniej i tempo siadło, kolega z Herbapolu odjechał z grupy i ścignął kolesia który jechał za Sleciem, poczułem szanse więc ruszyłem za nimi z kopyta. I tu był mój pierwszy taktyczny błąd …długo trwało zanim ich dogoniłem i sporo sił straciłem a jak dojechaliśmy do Slecia to grupa nas doszła… normalnie się sfrajerzyłem.

Pomykaliśmy znów sporą grupką, wyjechaliśmy na asfalt więc można coś wciągnąć na spokojnie, godzina jazdy za nami więc wciągam żelka. Mam bukłak więc nie planuję zatrzymywać się dzisiaj na bufetach. Dojeżdżamy do pierwszego pomiaru czasu, tu popełniam kolejny błąd który zadecydował o wyniku. Przy wjeździe na zrobioną pętelkę przy pomiarze czasu trzymam się z tyłu grupki, mały problem z przejazdem i zostaję 30-40 metrów za ogonem grupy, tyle wystarczyło żeby zostać na lodzie …już nie dojechałem do nich i na moje nieszczęście zaczęły się asfaltowe kawałki z paskudnym mordewindem.

Pozostała samotna walka z wiatrem, z każdą minutą grupa coraz dalej odjeżdżała a za plecami pusto … zostałem z jakimś kolarzem który nie miał ochoty jechać z przodu byłem zły na siebie więc miałem to w dupie.

Po drugim bufecie zaczął się najgorszy odcinek, wiatr był tak mocny że odbierał całą ochotę do jazdy, z tęsknotą szukałem lasu żeby choć na chwilkę w nim się schować. Jak się już doczekałem lasu to byłem już solidnie ujechany ;) no ale walczyć trzeba dalej bo meta daleko.

Dojechała kolejna spora grupa ale nie miałem siły żeby się załapać, ktoś z tej grupy też odpadł i we dwóch turlaliśmy się przed siebie, kurcze zaczęły dawać o sobie znać i psycha siadła, tempo też. Dziwiłem się że nikt nas nie mija, na nasze szczęście trasa połączyła się z mega, chęć do jazdy wróciła, zaczęliśmy wyprzedzać i znowu fajnie się kręciło.

Dojeżdżamy do trzeciego bufetu, kolejny pomiar czasu, ktoś wykłada się przede mną i tracę trochę czasu żeby się przedrzeć, dostaje kubek z wodą i mykam dalej. Przed nami tylko dziewica, killer, kuweta i meta. Przed ostatnim bufetem łyka mnie Kłosiu, trochę później niż w zeszłym roku ale tym razem nie daję mu odjechać.

Ostatni bufet, Mario się zatrzymuje, ja jadę dalej, zmierzyć się z Dziewiczą Górą.

Tutaj definitywnie kończy się moje rumakowanie, chciałem objechać „zator” i wybrałem jazdę rowem, na ostatnim korzeniu mocno się spinam i w tym momencie czuję potworny ból w obu udach, spadłem z bika, tak mi spięło czworogłowe że nie umiałem nawet drgnąć.

Kłosiu mnie minął po raz drugi a wraz z nim całe tabuny kolarzy, nie wiem jak długo tak stałem jak kołek ale dla mnie to było jak wieczność.
Jak odzyskałem w końcu czucie w kończynach dolnych, powolutku przejechałem po tej pętelce, bardzo fajna jest ta górka.

Zostało 10km do mety, już mi się nigdzie nie spieszyło więc trochę mi czasu zeszło na tym kawałku.

Dojechałem do Doroty i chwilę jechaliśmy razem ale dwóch mijających nas gigowców zmotywowało mnie do żwawszej jazdy. Przed kuwetą dojeżdżam jeszcze Izę informując ją że ma Mambę jakieś 2 minuty za sobą, dostała takiego speeda, że ciężko było za nią nadążyć.

Przed samą kuwetą Iza łapie gumę, wystrzał jak z armaty, do mety 1km więc zmieniać laczka nie ma sensu. Na wiele się nie przydam więc doganiam moich gigowców i dojeżdżam do mety przed nimi.

Znów kurcz, na szczęście już nigdzie nie muszę jechać.

Dojeżdża Iza na feldze, udało jej się dojechać chwilkę przed Dorotą.

Spotykam Jarka i Jacka, pstrykamy wspólną fotkę. Parkujemy przy ławkach, lece szukać Slecia a Jacek mi gdzieś znika więc znów ze wspólnego piwa nici.
Sprawdzam zawartość bukłaka, tak oszczędzałem żeby wystarczyło na całą trasę że połowę przywiozłem na metę…nominuję się na maratonowego lola roku, może GG zrobi taką kategorię ;)

Czekamy na resztę teamu i ruszamy na kwaterę, droga powrotna to droga przez mękę, wichura nie odpuszczała, na miejscu naprawdę poczułem się zmęczony.
Wykasłałem zielonego gluta, w drodze powrotnej do domu zacząłem tracić głos, migdały jak ping pongi… wiedziałem że nie będzie dobrze.

Jest czwartek, od poniedziałku siedzę w domu, żre antybiotyk i próbuję pozbyć się zielonej mazi z organizmu. Jestem tak słaby że nawet nie chce mi się pisać tych wspomnień a i jakość słów bardzo wątpliwa, wybaczcie :( ale naprawdę nie mam zdrowia…

24h do wyjazdu na Dolsk – nie wiem czy dam radę się pozbierać…

Dane wpisałem z polara, muszę go chyba dokładniej ustawić ;)

---------------------------------------------------------------------------------

a teraz mini relacja foto


niby IV sektor a tak naprawdę to już tutaj jestem w czarnej dupie ;)


trzymam się lewej i za chwilkę mykam w szklany las ;)


to część grupy w której jechałem tuż za kuwetą


a tu już grupa ze Sleciem


jadę z tyłu wciągając żelka, po chwili był ten nieszczęsny pomiar czasu na którym tak frajersko odpadłem :(


początek Dziewiczej i dwie kłody zamiast ud


tyle miałem do powiedzenia po tym incydencie


no ale do mety trzeba jakoś dojechać


jeszcze ostatnia walka z wiatrem i w końcu meta


------------------------------------------------------------------------------

Wykres z pulsia



Wynik
total time 04:15:22
open 85/169
M3 41/62

średnie tętno
z 1h
HRAVG 169
z 2h
HRAVG 166
z 3h
HRAVG 160
z 4h
HRAVG 156


Komentarze
rpraniuk
| 22:27 piątek, 15 kwietnia 2011 | linkuj Nie pękaj. Wykurujesz się i będzie dobrze.
speed565
| 10:47 piątek, 15 kwietnia 2011 | linkuj Wiesz Adam jak odpoczniesz ten jeden wyścig to na następnym odstawisz konkurencję, która będzie mniej wypoczęta :)
A teraz w weekend jak się lepiej poczujesz to zawsze możesz skoczyć na wycieczkę - ma nie padać i być słońce.
Ja już mam w planach pierwszą Jurę w tym roku :]
D-Avid
| 07:29 piątek, 15 kwietnia 2011 | linkuj Fajna relacja. Szkoda, że cie rozłożyło.
Co do kaszlu to u mnie na noclegu większość jechała mega i wszyscy kaszleli jak by byli gruźlikami i palili po 2 paczki fajek dziennie ;-)
Miło było poznać w realu.
Do zobaczenia w Złotym Stoku! ;-)
Math86
| 21:21 czwartek, 14 kwietnia 2011 | linkuj Wybaczcie mi mój "analfabetyzm"... czasem tak mam...
Math86
| 21:20 czwartek, 14 kwietnia 2011 | linkuj Chole** nie dobrze, Adamie wracaj szybko do zdrowie, jak sam napisałeś jak Klosiu potwierdził, oraz jak Dorota zapytała, tak i ja napiszę. Czas by się wykurować, gościnnie do Dolska jak najbardziej, ale aby brać bujaka na dystans Giga mhm "z lekka bez sensu". Wracaj szybko do zdrowia napiszę raz jeszcze !
JPbike
| 19:48 czwartek, 14 kwietnia 2011 | linkuj A ja byłem pod wrażeniem jak po wyprzedzeniu mnie znikałeś mi z pola widzenia :)
Zdrowie najważniejsze, lepiej odpuścić Adamie.
Wspólne piwo po Murowanej na 100 % odpadało bo prowadziłem furę.
Na 100 % browar będzie po Złotym Stoku - ja nocuję tam w pobliżu na majówkę :)
klosiu
| 17:46 czwartek, 14 kwietnia 2011 | linkuj No, peszek. Ładnie wydarłeś do przodu na początku, na pierwszym międzyczasie miałeś 2:30 przewagi - przepaść. Głupio się złożyło że odpadłeś akurat przed odkrytym. Ja bym chyba sobie Dolsk odpuścił, jechać po antybiotykach i wkurzać się na słabą nogę - z lekka bez sensu.
MAMBA
| 17:35 czwartek, 14 kwietnia 2011 | linkuj Zdrowiej szybko.
Wiem, że to trudne, ale może lepiej Dolsk odpuścić?
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa zanic
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

stat4u