Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi AdAmUsO z miasteczka Katowice. Mam przejechane 66677.37 kilometrów w tym 12733.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.57 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy AdAmUsO.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyścigi SCS OSOZ Racing Team

Dystans całkowity:5392.46 km (w terenie 4159.00 km; 77.13%)
Czas w ruchu:357:20
Średnia prędkość:15.89 km/h
Maksymalna prędkość:67.75 km/h
Suma podjazdów:117454 m
Maks. tętno maksymalne:195 (102 %)
Maks. tętno średnie:169 (93 %)
Suma kalorii:285192 kcal
Liczba aktywności:82
Średnio na aktywność:69.13 km i 4h 21m
Więcej statystyk
  • DST 62.20km
  • Teren 55.00km
  • Czas 04:59
  • VAVG 12.48km/h
  • HRmax 169 ( 93%)
  • HRavg 148 ( 82%)
  • Kalorie 4525kcal
  • Podjazdy 2376m
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade Garmin MTB Marathon - Zawoja 2012

Sobota, 1 września 2012 · dodano: 06.09.2012 | Komentarze 1

no to sobie wykrakałem ;P

Nareszcie temperatura idealna dla mnie :) samopoczucie przed startem doskonałe...to nie mogło się dobrze skończyć :P

Start w lekkim deszczu, przyjemnie, tętno dość wysoko ale odczuwalność wysiłku niska, to mógł być mój dzień...

Pierwszy podjazd poszedł dość sprawnie, wjechałem troszkę wyżej w peletonie niż zazwyczaj ... skończyło się szybciej niż się zaczęło, na 7.5km wjeżdżam pomiędzy kamienie i rozcinam bok tylnej opony. Nie ma bata żeby to mleczko uszczelniło, pechulec, staję z boku trasy i oceniam sytuację. Rozcięcie na 1cm, dętkacza w zapasie mam, łatka do opony też gdzieś się wala w plecaku, biorę się za wymiankę. Wentyl udaje się łatwo wykręcić, wylewam resztę uszczelniacza i wyciągam łątkę do opony, tz. to co z niej zostało, po wożeniu przez dwa sezony w plecaku, części klejąco-uszczelniającej nie stwierdziłem ;) zostałem z kawałkiem materiału, który, na szczęście, wyglądał dość solidnie.
W środku opony sajgon, wszystko oblepione zaschniętym uszczelniaczem, wkładam dętkacza i prowizoryczną łatkę, składam w całość i pompuje. Okazało się że łatka się przesunęła i musiałem rozebrać to jeszcze raz. Zaczyna być pustawo na trasie, mijają mnie ostatni zawodnicy a ja dalej w czarnym lesie, dosłownie i w przenośni ;)
W końcu udało się z tym jakoś uporać, pozostało napompować Capitana o szerokości 2.2 co moją pompką, jest sporym wyzwaniem. Wbiłem na oko 3-3.5 bara, teraz ważniejsza była wytrzymałość niż komfort, drugiego dętkacza nie miałem, w takich warunkach zakleić łatką dziurę, mogło okazać się niewykonalne. Balon z boku nie wylazł, jest dobrze. Zbieram wszystkie graty, gdy wsiadam na bika mija mnie prawdopodobnie ostatni zawodnik z giga, pięknie kurwa.
Najważniejsze że jadę, powietrze trochę ze mnie zeszło, razem z tym z opony ale mam zamiar jeszcze powalczyć. Po kilku minutach zaczynam doganiać zawodników, na technicznym zjeździe muszę trochę odczekać na swoją kolej, zaczyna mocniej padać, wyskakuje w końcu na szuter i jadę swoje. Do kolejnego podjazdu mijam ze 4 osoby, ścianka stroma więc nawet nie próbuję rzeźbić, tylko walę z buta.
No i się zaczęło łazikowanie :( sztajfy strome, młynek zaciąga, pozostaje powalczyć ze średniej tarczy.
Jakoś dokulałem się do drugiego bufetu.



Po nim był fragment którego nie znałem z objazdu, kolejny wypych.
Zaczęły mnie boleć kolana od tego łażenia, za sztywne te buciory do chodzenia, do tego dołączył ból pleców i do kompletu odezwał się bark. Byle do przodu.
Na trzecim bufecie, wziąłem dwa żele, jednego od razu zarzuciłem, a po 10 minutach pierwszy kryzys ;) coś te darmoszki mi nie służą.
Od tego momentu był już dramat, ledwo co szedłem, mało co jechałem. Na gliniastych zjazdach kapica, trochę potańcowałem i wymiękłem co by nie przyglebić, jedyne co mnie ratowało to kilka tych kamienistych ale tam też nie poszalałem bo niewiele widziałem :]
Bez przygód, po 05:41:03 melduję się na mecie, 48 miejsce open i 18 M3 ... na tyle mnie było stać w tym dniu, na tej trasie. Za to chłopaki z teamu pojechali super i nazbierali sporo punktów do generalki :] może mój pech tak działa? jak tak to ma wyglądać, to mogę laćki łapać na każdych zawodach ;P



Rower po zawodach opłukałem w rzece, zajrzałem do niego w poniedziałek, z początku nie wyglądało to źle ale po szczegółowych oględzinach była tragedia. Naprostowanie sytuacji zajęło mi jakieś 10h grzebania przy sprzęcie. Niczego nie żałuję ale trasy w Zawoi nie będę miło wspominał.

Walczymy dalej! :)

Powerade Garmin MTB Marathon - Korbielów 2012

Sobota, 18 sierpnia 2012 · dodano: 20.08.2012 | Komentarze 4


www.bikelife.pl






Mogę napisać że od tego momentu zaczął się dla mnie wyścig...trochę późno, ale lepiej późno niż wcale. Coś mnie strasznie zmuliło i początek nie był przyjemny, na pierwszym podjeździe zostałem z tyłu zastanawiałem się czy nie zaczekać na Grega ale stwierdziłem że i tak mnie dogoni, jak tak dalej będę jechał, więc turlałem się do przodu. Zapowiadał się długi dzień w siodle, pogoda nie rozpieszczała, czy już kiedyś pisałem że nienawidzę takiej aury ? ;) słoneczko dało mi w kość. To był jeden z takich dni, w których wszystko przeszkadza. Trasa była gites, widoczki powalały, przy tej dyspozycji mogłem przynajmniej oczy nacieszyć :) uwierzcie, było czym! :]
Pulsiak kilka dni wcześniej poszedł się jebać, co też nie pomagało, przyznaję, troszkę się uzależniłem od monitorowania mojego progu RCP na ścigach. Szczęście w nieszczęściu że noga, na początku, nie podawała, więc z intensywnością raczej nie było problemu ;)
Traskę znałem ze środowego objazdu, muszę przyznać że ta wiedza bardzo się przydała, w takich okolicznościach.
Martwiłem się trochę o wytrzymałość sprzętu, zajechałem w tym sezonie wszystkie "rozsądne" blaty...ciekawostka, bez 5 zębów, blat działa nadal bez problemów ;)
No ale takim hardkorem nie jestem, żeby na wyścig ruszyć w takim stanie, więc próbowałem zbudować tymczasowy set z race face, shitmano i kcnc. Nie banglało. Musiałem założyć całość z wysłużonego Shimano i modlić się żeby wytrzymało, jakoś się udało, ale jeszcze kilka wyścigów w kalendarzu a "miedzi" na nowe tajlungi, mao ;). Będzie ruleta, kto gra ? można stawiać, czy tym razem, dojedzie do mety ? ;)
Generalka zaliczona, ciśnienia nie ma, wiele nie poprawię, trzeba zaakceptować warunki.

Qwa nie czytajcie tego!!! :P co za bełkot, do tego dołujący, czegoś w tym brak...wiem, alkoholu ;P

Apropo, po wyścigu piwko smakowało jak nigdy ;)

Wynik był dla mnie zaskoczeniem.

35 open / 13 M3 - chyba się w rowach pochowali ;)

nareszcie meta :)


pogaduchy, "młody" mnie tym razem ładnie objechał :)


na koniec Tomciowe chmurki, ma chłopak poczucie humoru :]


  • DST 66.10km
  • Teren 55.00km
  • Czas 04:46
  • VAVG 13.87km/h
  • HRmax 174 ( 96%)
  • HRavg 158 ( 87%)
  • Kalorie 5377kcal
  • Podjazdy 2662m
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade Garmin MTB Marathon - Ustroń 2012

Sobota, 4 sierpnia 2012 · dodano: 09.08.2012 | Komentarze 2

a miało być tak pięknie ...
Założenia treningowe przed startem zrealizowane, porządnie wypoczęty przed wyścigiem byłem, a pojechałem "słabo". Może to kwestia słabo przespanej nocy przed startem ? (sierściuchy ganiały się cały czas i nie dawały spać :/) może to kwestia temperatury ? która w prognozach zapowiadała się bardziej optymistycznie, dla mnie ;)
Zwalę wszystko na słabą psyche tym dniu, zmierzły byłem z rana, w drodze do Ustronia prawie usnąłem w samochodzie, przed startem bez woli walki, nastawiony raczej na miłą wycieczkę niż na ściganie :( tak się nie da zrobić dobrego wyniku.

Dojechaliśmy wcześnie na start więc nie było nerwówki i można było się trochę rozgrzać przed startem, krótki podjazd, dwa razy wkręcony, skutecznie wycisnął ze mnie pierwsze soki.

Na 10 minut przed startem wlazłem do sektora, chwila gadki i ruszamy, tempo bardzo spokojne więc udało się wjechać, na pierwszy podjazd, w środku peletonu.
Noga podawała, serducho ładnie pikało ale psycha zryta.
Jadę jak na wycieczce, kiepska koordynacja w tym dniu, daje szybko i boleśnie o sobie znać ... tracąc równowagę, wbijam sobie blat w łydkę, krew trysła ;) z reguły nie robi na mnie to żadnego wrażenia, szlify non stop :( ale jak zobaczyłem że przy każdym przekręceniu korby, krew ładnie "pompuje" przez ranę ... przez chwilę zastanawiałem się czy starczy mi jej do mety :P

Trasa była wymagająca, więc zajęty byłem kontrolowaniem lotu bujaka, żeby nie wystrzelić gdzieś przez kiere, ubytek krwi mógłby być mocno przyspieszony, tego, za wszelką cenę, starałem się uniknąć. Amor, po własnoręcznym serwisie, nie ułatwiał mi tego zadania, skok, po wymianie oringów powrócił ale zbyt optymistycznie podszedłem do kwestii ciśnienia w komorach, skończyło się tym że waliłem po belkach odpływowych na dobitym amorze, to nie było przyjemne i bezpieczne.

Jechało się kiepsko do momentu aż mnie Sleć myknął na zjeździe, to mnie nieco ocuciło i zacząłem żwawiej cisnąć w pedały, nie ma to jak teamowa motywacja ;)

Wiara w jakiś rozsądny wynik wróciła, jechało się dobrze, dodatkową motywację dawali zawodnicy z dystansu mega, tym razem trasa wyjątkowo szybko połączyła nasze dystanse co stwarzało trochę kłopotów ale przynajmniej było wesoło i można było spotkać paru ziomków.

Na drugim bufecie udało się zatankować bidon, z racji sporego tłoku, obsługa nie dawała rady uzupełniać braków na stolikach, dawno takiej bidy na bufecie nie widziałem ;)

W oddali migał Krzychu więc znów miałem motywację żeby się sprężyć, dogoniłem go dopiero w okolicach Szosowa. Krzychu twierdził że jedziemy w okolicach 30 miejsca open, nie bardzo w to wierzyłem ale kilka watów więcej pod nogą od razu było ;) zwłaszcza że do mety wiele nie zostało.

Wiadomo, wszystko co dobre, szybko się kończy ... dla mnie ściganie skończyło się na czeskich szutrach przed końcowymi podjazdami, dopadł mnie kurcz dwugłowego uda i zrzucił z bika. Stałem jak pierdoła i nie mogłem się ruszyć, wszystko co mozolnie wypracowałem poszło się jebać. Wyprzedziło mnie sporo zawodników. Na moje szczęście jechał Bartek i poratował mnie morelkami, dzięki!, wciągnąłem garść owoców i zapiłem resztką płynów z bukłaka, po chwili kurcz puścił. Najgorsze było, że ziomek pomagając mi, przypłacił to takimi samymi dolegliwościami, też dopadły go kurcze. Na szczęście szybko się pozbierał i poszedł jak kuna ! ;)
Na koniec poratowałem Jacka dętkaczem i zrobiłem dym na trasie ;)

jakoś doczłapałem się do mety.

wynik
time 04:50:56
open 39 / M3 15

Gęsto było w końcówce gigowców :) 13 zawodników zmieściło się w 5 minutach, a ja byłem ostatni z nich :/ buuuu

pikaczu z przerwami ;)


  • DST 79.90km
  • Teren 70.00km
  • Czas 05:17
  • VAVG 15.12km/h
  • HRmax 169 ( 93%)
  • HRavg 150 ( 83%)
  • Kalorie 5467kcal
  • Podjazdy 2205m
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade Garmin MTB Marathon - Stronie Śląskie 2012

Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 31.12.2012 | Komentarze 0

co to tam było ??? aaaa wedle prognoz miało pizgać i padać :] ... a była hica :[ ... miałem w planach całość przejechać ze średniej tarczy ... a spacerowałem jak na deptaku w Ciechocinku ;)

Stronie Śląskie aka Miedzygórze czyli "znienawidzona" trasa sprzed roku ... jakoś nie potrafię się przekonać do szutrowych, giga podjazdów :/

....edit 2012.12.31
tyle napisałem po maratonie i o tym zapomniałem, dzisiaj jest dobra pora na uzupełnienie zaległych wpisów ;)

Pamiętam z tego maratonu tylko kilka stromych zjazdów, męczący singiel w błocie, stękanie i błaganie o metę, pasjonującą końcówkę, w której walczyłem z dwoma zawodnikami i to by było na tyle ;)





Open 33 | 13 M3

  • DST 40.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 02:57
  • VAVG 13.56km/h
  • HRmax 179 ( 99%)
  • HRavg 158 ( 87%)
  • Kalorie 3372kcal
  • Podjazdy 1530m
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

debiut - Grabek, Wisła

Sobota, 30 czerwca 2012 · dodano: 30.06.2012 | Komentarze 7

w planach miałem trening w górach więc wymyśliłem sobie debiut w BM, Wisła-daleko nie było, to był wielBłąd ;)



Zdecydowałem się w ostatnim momencie więc w nagrodę ustawiłem się w 7 sektorze, nie było źle, choć przez temperaturę myślałem że zejdę na zawał. Traska mnie nawet zaskoczyła, szacun! łatwo nie było, chyba nawet stali bywalcy u Grabka byli tym zaskoczeni ;) tylu awarii i szlifów to ja nigdy nie widziałem, może dlatego że tym razem jechałem mega, bo miało być niby treningowo ;P a ujechałem się na maksa... potem się dziwić że modlę się o deszcz ... nie funguję w takich temperaturach i nic na to nie poradzę :(









tak pikałem


miejsce z sms, nieofic, 54 open i 17 m3, pkt 364, znaczy się, paru ludków wyprzedziłem. Nie dla mnie ta impra, wole tłustą Golonkę ! :]

  • DST 78.20km
  • Teren 75.00km
  • Czas 05:42
  • VAVG 13.72km/h
  • HRmax 175 ( 97%)
  • HRavg 150 ( 83%)
  • Kalorie 5865kcal
  • Podjazdy 2688m
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade Garmin MTB Marathon - Karpacz 2012

Sobota, 23 czerwca 2012 · dodano: 24.06.2012 | Komentarze 9

Czyli jak mnie zmieliło, wytelepało i wypluło …

Pogoda dopisała, słonko świeciło i z minuty na minutę robiło się coraz cieplej, liczyłem na przelotne opady ale niestety się nie doczekałem ;)

Przed startem pokręciłem się koło stadionu witając się ze znajomymi m.in. Jacek vel JPbike, Mariusz vel Klosiu, wiadomo że Karpacz to obowiązkowa miejscówka, do zaliczenia, w kalendarzu startów.
Kto miał być, to był :] Jednak po frekwencji widać że forumowe „straszonko” przyniosło „efekt”.

Prawdą jest, że decydując się na start w tych zawodach, trzeba być świadomym, tego, co każdego bikera będzie czekać na trasie, inaczej zawodnik nie będzie w stanie docenić wysiłku organizatorów i może poczuć się rozczarowany.

Ja wiedziałem co mnie będzie czekać i z niecierpliwością czekałem na zmierzenie się, po raz kolejny, z tą wymagającą trasą.

Po udanym wyścigu w Wałbrzychu spadłem do 3 sektora ;) no cóż zawodnicy z Kross’a, Bogdan i Radek, jeżdżą trochę za szybko ;) jak tak dalej pójdzie to drugi sektor, na giga, zostanie pusty ;P

Start dystansu giga, ze względów na specyfikę trasy o nietypowej dla nas porze ( 10:30) o 11:00 ruszają do boju zawodnicy mega i mini.

Staję w sektorze, jest kilka minut na pogaduchy ale gadka się nie klei bo każdy jest już myślami na technicznych odcinkach, przypominam sobie filmiki z forum z optymalną trasą przejazdu technicznych sekcji, te fragmenty które pokonały mnie rok wcześniej mam wykute na blachę ;P

3,2,1 jedziemy

Wyjazd ze stadionu, kawałek asfaltu i zaczynamy pierwszy podjazd.
Tradycyjnie pierwsza, mocna grupa, odjeżdża. Stawka szybko się rozciąga, znajduję swoją miejscówkę i jadę swoje, tętno podbijam do „czerwonego” i luzuję łydę … spiesz się powoli ;) prawie 80km i 3k w pionie, jest co jechać.

Po 22 minutach melduje się na szczycie podjazdu, kawałek singla w górę po korzeniach i zaczynamy pierwszy zjazd, tz. niektórzy zaczynają, ja po szybkiej ocenie sytuacji dezerteruje z siodła i leze z buta, śliskie korzenie nie są moją ulubioną nawierzchnią do pokonania w siodle, może dlatego że najczęściej przy próbie ich pokonania sprawdzam na własnym ciele, twardość ściółki wokół nich ;) w tych okolicznościach mówię zdecydowanie, raczej nie ;)

Z zachwytem obserwuję jak nieliczni znakomicie radzą sobie w takich warunkach, szacun.

Z przykrością informuję moich fanów :P że na rowerze to ja jeszcze nie potrafię jeździć ;) czego dowódem jest sytuacja z 8 kilometra.

Jadę ja sobie tradycyjnie z uśmiechem na twarzy, trawiasta łączka, wyraźnie zaznaczona ścieżka przejazdu, 43km na budziku … jak mnie zmieliło ?!!!! dzizas ...trawka wokół ścieżki, ukryła głębokie bruzdy w które oczywiście się wjebałem, z pierwszej jeszcze jakoś udało się wyrwać ale kolejna mnie zmieliła na cacy … kurwa, bolało ... jebnąłem na prawą stronę, całym impetem o glebę.

Szybko się pozbierałem, oczywiście pierwsza myśl, co z rowerem ? ;) dźwigam bujaka, lookam … qwa połamany !!! … a tam połamany, spece się nie łąmią ;) kiera wykrzywiła się w drugą stronę, nieco oszołomiony próbowałem na siłę przeciągnąć ją przez ramę ;P nie w tą stronę co trzeba, na szczęście szybko się opamiętałem bo po chwili pewnie urwałbym przewód hamulcowy i była by całkowita lipa.

Udaje się naprostować sprzęciola, koła całe, kiera prosta, hample działają, manetki tyż… jadymy qwa!!!

W tym całym zmieleniu zapomniałem zlookać siebie, jadę i myślę … ręce trzymają kierę, nogi pedałują, głowa całą , nie widzę plam krwi ani wystających kości … jest dobrze! jadymy!!!

Po kolejnym, krótkim fragmencie technicznym czuję jednak że coś jest nie teges, prawe ramie zaczyna napierniczać, od razu pomyślałem o maratonie w Krakowie z 2010r gdzie podobnie mnie zmieliło. Ruszam barkiem, boli, macam kości, chyba całe … mam 7km podjazdu na przemyślenie sytuacji. Zastanawiam się jak będzie na zjazdach, czy dam radę utrzymać kierę w ryzach ? co będzie jak znowu przytulę glebę? Mnóstwo pytań, żadnych odpowiedzi, trzeba jechać i się przekonać co będzie.

Jadąc pod górę mijam Bartosza Janowskiego, zatrzymał go jakiś problem techniczny… pech, wcześniej mijałem Tomka Jajonka jak zmieniał gumę … jak widać nie tylko ja mam pecha, przekonać się o tym miało, tego dnia, jeszcze wielu zawodników.

Jest w końcu zjazd, kawałek jadę, ręka ok. chyba damy radę ;) nie jest łatwo, jadę za kilkoma zawodnikami tyle, co oni, tyle i ja, mi to pasuje, nie muszę na razie testować na własnej skórze czy dam radę zjechać czy przydzwonie w glebę, korzystam z pomocy „testerów” pułapek ;)

photo autorstwa Bartka www.videobike.net serdecznie dziękuję

photo autorstwa Bartka www.videobike.net serdecznie dziękuję

Udaje się przejechać/przejść bezkolizyjnie kolejne wymagające odcinki trasy, na jednym ze stromych fragmentów, przed bolesnym OTB ratuje mnie natura, solidne drzewko iglaste ... podziękował ! ;)

Temperatura coraz wyższa, staram się dużo wlewać w siebie płynu, pamiętam o jedzeniu ale noga przestaje podawać :/ widać że nie zregenerowałem się do końca po Trophy. Zaczynam słabnąć i utrzymanie tempa staje się coraz trudniejsze, parę osób mnie wyprzedza, powoli mam dosyć i chce mi się siku...

Śmigam sobie dalej samotnie, co widzę? cała grupa która mnie wyprzedziła jedzie mi na przeciw, WITAJCIE !!! ;P jakiś zbój pozrywał oznaczenia z trasy pozostawiając dwuznaczną strzałkę na szutrze, chłopaki wybrali bramkę nr 2 i nie trafili.

Korzystając z chwili zawahania peletonu, zrobiłem siku ;)

Oni się zastanawiali więc sprawdziłem jeszcze jedną, mało prawdopodobną możliwość ale też nie trafiłem więc sytuacja się wyjaśniła, jak wróciłem z mojego rekonesansu to okazało się że wszyscy już pojechali, został tylko jeden zawodnik z którym pojechaliśmy w ślad za innymi ... na szczęście udało się wrócić na oznaczoną trasę.

Na bufecie nażarłem się owoców, napełniłem bukłak, wypiłem dodatkowo kilka kubków różnych substancji, podziękowałem obsłudze za pomoc i ruszyłem w dalszą drogę.

Nie dość że z dupy się jechało, to jeszcze zaczął mnie boleć brzuch :/ nadciągająca kupa poinformowała mnie że spotkanie jest w kiblu, a kibla brak ;) na szczęście przeszło i nie musiałem szukać ustronnego miejsca.

Ja miałem już dosyć, bujak też już ledwo człapał, myślałem że się rozleci, pojawiły się spore luzy na sterach, zaczęło coś trzeszczeć i piskać, pomyślałem że pękła sztyca przy glebie bo jak zadem ruszałem to trzeszczało bardziej ale okazało się że siodło przesunęło się całkiem do tyłu, o dziwo, w ogóle mi to nie przeszkadzało może dlatego że zauważyłem to dopiero na mecie.

Pomimo problemów bawiłem się świetnie

photo autorstwa Tomasza Bondarewicza www.bondarewicz.pl serdecznie dziękuję

photo autorstwa Pawła www.velonews.pl serdecznie dziękuję

Jadąc z zawodnikiem z Głuszycy na pytanie w jakiej części stawki jedziemy, odpowiedziałem że podejrzewam że w okolicach 80 miejsca open, dodając, że bardzo często się mylę w tej kwestii, wyraźnie mu ulżyło ;)

Przed ostatni bufet i zbliżamy się do decydującej części trasy, była zabawna sytuacja, pomimo nie najlepszej nogi udało się dojechać Tomasza z teamu, na mój widok stwierdził że może dam wygrać młodemu, na co odpowiedziałem żeby dał wygrać staremu bo na wygrywanie to ma jeszcze czas ;) poprawiło to nam humor, dojechaliśmy na bufet wspólnie. Było sporo osób więc spore zamieszanie, kątem oka zauważyłem że Tomek zabrał trochę owoców i się zawinął, ja spędziłem jeszcze kilkadziesiąt sekund obżerając się owocami, ruszyłem, sądząc że Tomasz już dawno odjechał, zacząłem gonić "króliczka", zmartwiłem się bo widoczny odcinek trasy był na kilkaset metrów a żółtej koszulki nie widziałem w oddali, poszedł jak kuna ;) pomyślałem i ruszyłem w pogoń ...

Cisnę w pedały a ziomka nie widać ;) okazało się że Tomasz "zaczaił" się na bufecie i ruszył za mną, nie mam w naturze oglądać się zbyt często do tyłu na maratonie więc nie zauważyłem że ziomal mnie goni. Po wyścigu sprawa się wyjaśniła, Tomek mówił, że jechał 50m za mną i zastanawiał się "gdzie on tak zapierdala?" moja motywacja była w tym tak wielka że nie był w stanie mnie dogonić :/ sorry ziom.

Droga Chomontowa i wszystko jasne ... dość długi, szutrowy, nudny podjazd który w słońcu odbiera resztki sił, udało się dość sprawnie pokonać tą górkę i dotrzeć do zielonego szlaku, gdzie czeka na nas telepanie po kamerdolcach, w zeszłym roku większość zrobiłem z buta, w tym przy pustej trasie ujechałem prawie całość ;) zaklinowałem się na samym końcu...jednak filmików nie wykułem na blachę ;) ale i tak jestem zadowolony

photo autorstwa Bartka www.videobike.net serdecznie dziękuję

Na ostatni bufet spojrzałem z pogardą i ruszyłem na ostatni podjazd, sapiąc jak parowóz piąłem się w górę, mijając niedobitki z mega, widać zmęczenie na twarzach, wszyscy w skupieniu pchali swoje rowery, wyraźnie przeszkadzałem im moim sapaniem więc szybko się oddaliłem.

Wisienka na torcie, agrafki przed metą, na winklach podpórki i reszta w siodle, gdyby nie czujność Elżbiety Cirockiej pojechałbym bym dalej niż przewidziana trasa, tak było fajnie :)


photo autorstwa Elżbiety Cirockiej klik serdecznie dziękuję


photo autorstwa Elżbiety Cirockiej klik serdecznie dziękuję

Została do pokonania tylko stroma łączka i po 05h:51m:04s melduję się na mecie.

tak pikałem


zająłem 32 miejsce open i 15 w kategorii

Było super, choć trasa z 2011 bardziej przypadła mi do gustu, w tym roku brakowało mi malowniczego fragmentu trasy z zeszłej edycji, gdyby on był, padło by na tą trasę, nie można mieć wszystkiego.

Teraz czeka mnie dłuższa przerwa od rowerka :/ bark napierdziela, prawdopodobnie sytuacja podobna jak po Krakowie...stożek ścięgnisty :( trzeba będzie wrzucić sobie na luz.

pozdrawiam

  • DST 75.10km
  • Teren 70.00km
  • Czas 05:51
  • VAVG 12.84km/h
  • HRmax 161 ( 89%)
  • HRavg 133 ( 73%)
  • Kalorie 5020kcal
  • Podjazdy 2667m
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Trophy 2012 - etap 4 - Wielka Racza

Niedziela, 10 czerwca 2012 · dodano: 31.12.2012 | Komentarze 2

z tego dnia niewiele pamiętam :(
Kolano napierdalało zdrowo, to pamiętam ;)
Pamiętam Wielką Raczę, jak mnie wolno przeżuwała i wypluła, ledwo żywego ;)
Poprzedni etap kosztował mnie jednak wiele zdrowia, teraz to dotkliwie czułem :(
Na szczycie Raczy byłem bliski utraty przytomności, zakręciło mi się w głowie tak że się wypierdzieliłem w krzaczory, na podjeździe ;P
Na zjazdach tyle razy glebiłem że straciłem rachubę, w amoku walczyłem o każdy kilometr trasy.

To była prawdziwa szkoła przetrwania i próba charakteru, potwierdziło się jedno,
jestem uparty jak osioł ;P

Udało się ukończyć tą imprezkę i nawet zrealizować plan (top100)





Racza zdobyta ...


teraz tylko w dół


taki poziom zadowolenia osiąga się na mecie, czwartego dnia, tej zacnej imprezy ;P

na tym etapie
open 106 | 43 M3

w całości
open 87/302 | 37/142 M3 20h:21m:39s


ps. zdążyłem przed północą :D ... Do siego roku !!!

  • DST 67.80km
  • Teren 62.00km
  • Czas 04:38
  • VAVG 14.63km/h
  • HRmax 160 ( 88%)
  • HRavg 135 ( 75%)
  • Kalorie 4060kcal
  • Podjazdy 2199m
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Trophy 2012 - etap 3 - Rysianka

Sobota, 9 czerwca 2012 · dodano: 31.12.2012 | Komentarze 4

dzisiaj mieliśmy poznać "smak" prawdziwego Trophy ...

edit 2012.12.31
tu pamiętam więcej bo bolało ;P
To było w okolicach 9km, zjazd, stromy asfalt, zakręt lewo-prawo ...
Jechałem na końcu grupki, rozkojarzony czy wyluzowany? w każdym razie źle oceniłem istniejące warunki a na wyścigu za takie błędy płaci się krwią.
Pamiętam ten moment dokładnie więc bardzo obrazowo go opiszę
JEB!!! DUP!!! CIUL!!! ;P
W lewym zakręcie udało się driftem zmieścić ale prawy przyciąłem, brakło do wybronienia jakieś 20cm ... wykopyrtło mnie, przez kierownik, bezpośrednio na asfalt :/
Jak to w takich sytuacjach bywa, zerwałem się z zola w ułamku sekundy, żeby nie zostać staranowany przez kolejnych zawodników. Wziąłem się za ocenianie strat, nie wyglądało to za ciekawie, w głowie natychmiast czarna myśl "to koniec dla mnie Trophy"
Kierownica wykrzywiona, przednie koło pokrzywione, lewa manetka rozwalona, w kolanie spora dziura.
Co robić ???
Jak to co? naprawić co się da i naginać ! ;P
Kiere naprostowałem, łatwa sprawa, z kołem niewiele mogłem zrobić, powyginałem na wszystkie strony, trzymało się kupy ;) ale kredyt zaufania pozostał na asfalcie i podejrzliwie później je obserwowałem, czy nie będzie chciało pojechać gdzieś na zjeździe, beze mnie.
Manetka zadziałała, ale tylko raz i tylko w dół, zostałem tylko z młynkiem a do pokonania 60km ! to może być dłuuuugi dzień ;)
Z mocno krwawiącym kolanem niewiele mogłem zrobić, rzepka napierdalała po całości, pozostała nadzieja, że krwi mi wystarczy do mety ;)
No to w drogę :) byle do bufetu, może da się coś podratować.
Zjazd na młynku był ... męczący ;) kolejni zawodnicy mnie wyprzedzają, walka o wynik poszła w zapomnienie, pozostała heroiczna walka o pozostanie w wyścigu.

Po kilku kilometrach spotkałem Grzegorza z Pawłem,


tutaj mina mówi wszystko :P

pytam Grzegorza czy na bufecie będą Czescy magicy-serwismeni ;) odparł że będą ... ale dopiero na drugim :] hehehehe
Streściłem moją sytuację



chłopaki na gibko znaleźli rozwiązanie, trzeba zrobić z przodu środek, będzie ciężej ale szybciej, chyba wcześniej rypnąłem się porządnie w baniak bo jakoś na to nie wpadłem :/
Kilka minut i zrobione, serdecznie podziękowałem za pomoc i znów cieszyłem się jazdą, nawet kolano jakoś mniej bolało.
No i się zaczęło wyprzedzanie, profil okazał się dość łaskawy dla mojej sytuacji, ale kilka stromych podjazdów na przełożeniu 32x34 mocno dało mi popalić, piszczele aż trzeszczały, byłem w szoku że daję radę takie rzeczy podjechać :) qwa, muszę przyznać że trafiłem z formą na te Trophy! ;]

Pamiętam fajny zjazd po polu gdzie w 3/4 górki tak mi się bujak oblepił błotem że zatrzymałem się bez hamulców, trochę czasu zajęło mi odblokowanie maszyny do dalszej jazdy.


tu trochę czerwonego widać na lewej nodze ;)

Dojechałem do ziomka z teamu, trafił się asfaltowy fragment i załamanie pogody, lunęło jak z cebra, przynajmniej ładnie obmyło bika i zabłocone kolano ;)
Kolejny podjazd zrobiliśmy wspólnie z Tomkiem, marząc o kebabie ;)
Na ostatniej górce, w końcówce brakło mi już sił, dogoniło nas paru zawodników, Tomek zabrał się z nimi a ja walczyłem żeby dojechać w całości, nawet się udało, nawet wiele do ziomka nie straciłem.

Po dotarciu na metę, zawijami się ekspresowo na chatę po piździ strasznie.

Biorę kąpiel, czyszczę rany i śmigam w okolice biura zawodów, naprawić koło i kolano ... z kołem poszło łatwo, za dyszkę, magik zrobił, nówkę sztukę, nie śmiganą.
Po oględzinach, sanitariusze zgodnie stwierdzili że trzeba szyć, no dobra, jak trza to trza ;) ale jak zszyją to nie będę mógł dalej jechać bo szwy puszczą ... jak to nie jechać ?! przecież Racza czeka .... no to poprosiłem o oczyszczenie rany i założenie steri-stripów, miałem swoje, full profeska ;)
Z wieczora Piter pomógł mi wymienić manetkę i wyregulować przerzutkę ... byłem gotowy na zmierzenie się z najcięższym etapem, tegorocznego Trophy ...



open 118 | 48 M3

  • DST 77.90km
  • Teren 75.00km
  • Czas 05:14
  • VAVG 14.89km/h
  • HRmax 167 ( 92%)
  • HRavg 146 ( 81%)
  • Kalorie 5131kcal
  • Podjazdy 2403m
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Trophy 2012 - etap 2 - Javorovy

Piątek, 8 czerwca 2012 · dodano: 16.06.2012 | Komentarze 1

Fajny, ciekawy etap, początek spokojny 10 km przez miasto bez ścigania ... baaa tak miało być, ale takiej nerwówki to dawno nie przeżyłem ... kolesie wyprzedzali po chodnikach, jakby to było xc i za chwilę będzie wjazd w wąski singiel, ktoś wyłożył mi się przed kołem na asfalcie ... miałem ochotę go przejechać ale zeit'y red'y nie pozwoliły ;)

Przy wjeździe w teren zaczyna się prawdziwa jazda, po chwili widzę Slecia jak kopie w tylną przerzutkę ... pech qwa !

Słonko świeci, zaczynają się strome ścianki które jeden z niewielu robię z buta ;) nic nie poradzę, w takich sytuacjach wolę dreptać niż sapać ... no dobra miętki jestem :P

Przyjemnie się jedzie, znajduję "swoją" grupkę z którą dojeżdżam do Javorovego zjazdu, na agrafki wjeżdżam jako trzeci z grupki, koledzy przed kołem widać że znają trasę bo bez zastanawiania śmigają w ciasne zakręty, trzymam się blisko, jeden kolo wykłada się na glebie, udaje się wyprzedzić obu, zostaję sam i już nie jest tak wesoło ;) na kilku agrafkach schodzę z bika ale i tak dużo ujechałem, jak na swoje możliwości :P



Bufet, nalałem wody do camela, resztę miałem ... łączka i singiel w górę...z buta oczywiście, widzę koszul OSOZ'u ... Tomasz miga w oddali, gonię ale zaczynam widzieć na żółto, więc po "schodkach" zatrzymuje się na siku i przy okazji smaruję łańcuch ... smarem! ;P

Lżejszy, z cichym napędem jadę pod Ostre, mijam Tomka i zyskuję małą przewagę przed zjazdem, nie jest łatwo, dojeżdżam grupkę zawodników z Justyną F. schodzimy z pionowej ścianki, można napisać że skróciliśmy trasę :P

Końcówka zjazdu, fantazja mnie ponosi na kamolach i dla opamiętania dostaję rykoszeta z kamola w blat ... po odgłosie od razu wiedziałem że sprzęt ucierpiał



nie myliłem się :/ po wyjeździe na asfalt nie da się jechać, łańcuch skacze i się blokuję. Na moje szczęście trafiam na bufet, tak jak przeczuwałem - problem z blatem, tarcza mocno bije na boki, jeden ząb skrzywiony do środka. Kibice na bufecie od razu proponują pomoc (thx) na szczęście ktoś ma kleszcze, próbujemy prostować alu ale każdy wie jak będzie...ząbek wyrwany, robię szybki test, działa !!! qwa !!! jadymy ;) ... dziękuję za pomoc i pomykam dalej.

Kolejny długi, łatwy podjazd, wkręcam muła i powolutku wyprzedzam kilku zawodników.

Spotykam Krzysia z teamu, jestem zdziwiony bo nie pamiętam żeby mnie wcześniej wyprzedzał, okazało się że pękła mu rama i zjeżdża do mety...katastrofa, dwa teamowe dnf'y na jednym etapie :(

W końcówce dojeżdżam Mateusza M. wczoraj miał problemy żołądkowe, dzisiaj urywa hak przerzutki, spiął na singla i pomyka, chwilę gadamy, widać że mu noga podaje bo z łatwością na tym "singlu" mi odjeżdża...no ale Mateusz to nie moja liga ;) jeszcze !!! ;P

Dojeżdżam na ostatni asfalt, przed metą, z dwoma zawodnikami, okazało się że to był Czech i Słowak, coś tam gaworzyli po swojemu, stwierdziłem że nie będę wystawiał im koła na kresce choć mocno korciło ;)

Na mecie niespodzianka, Kasia przyjechała do mnie :] nie musiałem dymać do Istebnej na biku, wlałem w siebie 1.5l wody i furaczem podjechałem pod domek.

Zrobiłem regenera i oczekiwałem na resztę ekipy...zjechali prawie wszyscy, brakowało Rafała, zacząłem dzwonić na jego telefon ... tylko skrzynka się włączała ... godziny mijały a Rafała nadal nie było, zaczęło być nieciekawie, dzwonienie bezskuteczne, Piotr oddzwania żebym odpuścił bo telefon jest w domku :( Próbujemy skontaktować się z GG, może się czegoś dowiemy, kicha, nie odbiera ... Piotr zawija się do Targanic, przejeżdżając jeszcze przez start/metę w poszukiwaniu zguby ... na szczęście odnajduje Rafała.

Jak go zobaczyłem, to się wystraszyłem ;) był straszliwie wyczerpany, spędził ponad 9h na trasie, pomimo problemów zdrowotnych nie zrezygnował, szacun ziom!

Zastanawiamy się z Piotrem co z tego wyniknie, osobiście nie wierzyłem że Rafał się z tego podniesie :( na szczęście się myliłem, ziomal zregenerował się błyskawicznie i stanął na starcie kolejnego etapu :] ten to ma zdrowie :]

miejsce 78 z czasem 05:22:32

tak pikałem


  • DST 65.20km
  • Teren 50.00km
  • Czas 03:48
  • VAVG 17.16km/h
  • HRmax 171 ( 95%)
  • HRavg 155 ( 86%)
  • Kalorie 4142kcal
  • Podjazdy 1994m
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Trophy 2012 - etap 1 - Skrzyczne

Czwartek, 7 czerwca 2012 · dodano: 12.06.2012 | Komentarze 3

W tym roku Sleć zafundował nam dodatkowego motywatora i startujemy wspólnie w kategorii mix z Eweliną Ortyl - utytułowaną zawodniczką drużyny MURAPOL TWOMARK SPECIALIZED pod nazwą TWOMARK SCS OSOZ MIX TEAM

Start sezonu, przyjechaliśmy powalczyć więc ustawiamy się w pierwszej linii sektora, wiem że początkowe tempo może mnie mocno zagotować ale chcę spróbować utrzymać koło tym zdecydowanie lepszym ode mnie, poza tym jestem ciekaw w które miejsce "spłynę" do peletonu.

Start zgodnie z przewidywaniem jest dla mnie za szybki i decyduję jednak kontrolować wysiłek ;)

Szybko znalazłem miejsce w peletonie i jechałem swoje.

Do pierwszego bufetu dojeżdżamy wspólnie z Piotrem i Krzychem, Sleć się zatrzymuje bo ma problemy sprzętowe, Krzych tankuje a ja jadę dalej.



Trasa bez większych niespodzianek, łatwa technicznie w kilkoma ciekawymi fragmentami, zdecydowanie zbyt dużo asfaltu - ten na Skrzyczne to mnie trochę załamał, żal mi tego miejsca, dlaczego nie mogła zostać szutrówka ?


humor jednak ciągle dopisywał ;)





i taki zadowolony dojechałem sobie do mety ;)

zająłem 69 miejsce z czasem 03:48:04

a tak pikałem


ps. naprawdę niewiele się działo na tym etapie ;P

stat4u