Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi AdAmUsO z miasteczka Katowice. Mam przejechane 66677.37 kilometrów w tym 12733.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.57 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy AdAmUsO.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2010

Dystans całkowity:1147.29 km (w terenie 411.00 km; 35.82%)
Czas w ruchu:60:09
Średnia prędkość:19.07 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:5590 m
Maks. tętno maksymalne:173 (91 %)
Maks. tętno średnie:152 (80 %)
Suma kalorii:12935 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:57.36 km i 3h 00m
Więcej statystyk
  • DST 84.61km
  • Teren 80.00km
  • Czas 06:41
  • VAVG 12.66km/h
  • VMAX 60.22km/h
  • HRavg 152 ( 80%)
  • Kalorie 6309kcal
  • Podjazdy 3000m
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB POWERADE MARATHON - GŁUSZYCA 2010

Niedziela, 1 sierpnia 2010 · dodano: 02.08.2010 | Komentarze 9





czas 6:40:32 giga
73 open / 27 M3

Co tu dużo pisać kto był ten wie jak było, a kogo nie było ... niech żałuje ;)

później coś skrobnę bo uzupełniam teraz płyny ;P

edit

No i kolejna porcja górek zaliczona :)
Super maraton, trasa wycisnęła ze mnie siódme poty, no chyba że to przez te drinki z poprzedniego wieczora, przez dwie pierwsze godziny lało się ze mnie strumieniem.

Dzień przed Głuszycą zacząłem kombinować z ciśnieniem w amorze, nie był to może zbyt mądry pomysł bo na pierwszych zjazdach była panika, więc z buta z dół, potem już było lepiej a na koniec cieszyłem się jak dzieciak śmigając po kamerdolcach :D (ostatecznie władowałem do pozytywnej 110 a do negatywnej 100 przy moich 86kg i chyba tak już zostawię)

Na stadionie byliśmy dość wcześnie więc był czas na przywitanie się ze znajomymi,
przy okazji poznałem Izę - twardą zawodniczkę z Tarnowa

na starcie nie mogło zabraknąć twardych bikerów

Damian
Grzegorz z Piaseczna
Jacek
Krzysiek
Mariusz "Maniek" z PTR Dojlidy Białystok
Mariusz
Paweł - mega twardziel na slickach - big szacun za jazdę!
Wojtek z Gymnasiona

z teamu na giga jechaliśmy w pięciu

Adam
Grzegorz
Piotrek
Rafał
i ja

Do sektora wpakowałem się na 5 minut przed startem, chwilka gadki i śmigamy...

początek szerokim asfaltem, tempo bardzo spokojne, jadę blisko Damiana w zasięgu wzroku mam Piotrka i Mańka, skręcamy w prawo - trasa się zwęża a peleton się mocno rozciąga. Damian przyspiesza i znika w tłumie bikerów. Jadę swoje bo tętno 175 na budziku, za wysoko dla mnie ;) ale mnie nie przytyka jak na wcześniejszych maratonach więc jest jakaś poprawa. Znalazłem swoje miejsce w sznurku i jadę grzecznie jak wszyscy, Damian ma problemy z napędem i zostaje trochę w tyłu poprawiając ustawienia sprzętu, chyba mała tarcza z przodu robi problem, miałem podobnie w błotnym Złotym Stoku - tu na szczęście jest sucho więc Damian szybko dołącza do peletonu. Zaczynają się pierwsze techniczne fragmenty, na singlu mam kłopoty z jazdą amor mocno nurkuje i nie czuję tego, no to kapa - pomyślałem, wokół sporo lepszych zjazdowców więc robię miejsce i schodzę z buta. Przed kolejnym zjazdem blokuję amora na manetce i ... schodzę z buta :) ... kolejny udaje się zjechać, zobaczyłem że jechałem z odblokowaną rebą, to było zjazdowe przełamanie tego dnia :)
Na bufecie przy stadionie widzę Piotrka, kurcze nie pozwoliły mu na kontynuację jazdy, szkoda :(
Damian po bufecie mnie dogania, mówi że noga dzisiaj nie podaje - włącza dwójkę i tyle go widziałem :D
Dalej jadę z Mańkiem z PTR Dojlidy, na podjazdach mu odjeżdżam a na zjazdach, no cóż...Maniek nie korzysta z hamulców ;P próbowałem trzymać koło ale moja psycha nie wytrzymała ciśnienia ;) zjazdowo, pewnie jest na poziomie ścigaczy z czuba.

Na podjeździe (jeszcze przed pętlą na Wielką Sowę) sporo ludzi pcha rowery chociaż teren łatwy to jednak dystans, przewyższenia i temperatura zbiera swoje żniwo. Tutaj łapią mnie pierwsze mocniejsze kurcze, dojeżdżam do bufetu - po raz kolejny uzupełniam płyn w camelu, Maniek znów mnie łyka na zjeździe ale na asfalcie go doganiam i podjazd z płytami zaczynamy razem, tu to już jest sznurek pchaczy - sam miałem ochotę pospacerować ale w oddali zobaczyłem koszul z BS - sylwetka wskazywała na Jacka ale pewności nie miałem...goniłem do samej góry ale nie udało się dojechać do ziomka. Dopiero tuż za bufetem na kamienistym odcinku udało się Jacka dogonić. Byłem ujechany podjazdem więc stwierdziłem że pojadę sobie na kole, Jaca śmigał na hardtailu jak kozica między kamieniami a ja jak czołg na fulu pociskałem, w pewnym momencie złapał mnie kurcz w prawej łydce aż jęknąłem z bólu, na szczęście nie zrzucił mnie z siodła. Jacek miał mniej szczęścia bo po chwili kurcz w udzie kazał mu odpocząć chwilkę na poboczu.
Zjazd z sowy supcio, śmigałem po kamolach modląc się żeby koła i opony wytrzymały :D
Na kolejnym zjeździe spotkałem jeszcze jednego Jacka, miał problemy żołądkowe więc podziałkowałem się z nim taśmą życia, po chwili znów myknął mi Maniek i już do mety go nie dogoniłem.
Przed metą pogadałem jeszcze chwilkę z Izą jak po raz kolejny ciśliśmy rowery pod górkę.
Jeszcze jeden zjazd i meta :D

super było

....wyganiają mnie z roboty więc podsumowanie później ...teraz grill i TDP :D

stat4u