Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi AdAmUsO z miasteczka Katowice. Mam przejechane 66677.37 kilometrów w tym 12733.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.57 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy AdAmUsO.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyścigi SCS OSOZ Racing Team

Dystans całkowity:5392.46 km (w terenie 4159.00 km; 77.13%)
Czas w ruchu:357:20
Średnia prędkość:15.89 km/h
Maksymalna prędkość:67.75 km/h
Suma podjazdów:117454 m
Maks. tętno maksymalne:195 (102 %)
Maks. tętno średnie:169 (93 %)
Suma kalorii:285192 kcal
Liczba aktywności:82
Średnio na aktywność:69.13 km i 4h 21m
Więcej statystyk
  • DST 120.49km
  • Teren 100.00km
  • Czas 04:39
  • VAVG 25.91km/h
  • HRavg 161 ( 84%)
  • Kalorie 4409kcal
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB MARATHON - MUROWANA GOŚLINA 2010'

Niedziela, 4 lipca 2010 · dodano: 06.07.2010 | Komentarze 10

open 53 / M3 23 / time 04:10:40

Nowa, aerodynamiczna fryza, przygotowana specjalnie na ten etap, wszyscy wiedzą że "łysi jeżdżą szybciej" ... faktycznie coś w tym jest ;P ...



fota zrobiona już po zawodach...zgubiłem końcówkę do maszynki, próba z najmniejszym rozmiarem zakończyła się tak niefortunnie że musiałem ogolić czachę hihihi :]

Murowana Goślina daleko od Katowic ale OSOZ TEAM w składzie 11 osób dzielnie podróżuje po kolejne cenne punkty.

Po wypakowaniu bajków okazało się że złapałem laczka...w aucie :)
Lepiej teraz niż na zawodach, parę minut i dętka wymieniona, dziurawą załatałem i spakowałem.

W miłym towarzystwie czas szybko leci, spożyliśmy po dwa bronki a rechotaliśmy prawie do pierwszej w nocy.

Pobudka miała być o 7:30 ... przebudziłem się godzinę wcześniej, Ben też już był na nogach, wciągnęliśmy kanapki czekając aż reszta ekipy się dobudzi.

Wcześnie rano a słoneczko już mocno przygrzewa, prognozy sprawdziły się w 100% ... będzie bolało ...

Gotuję dwie paczki makaronu, Greg robi sosik z tuńczykiem i cała ekipa się najadła :) tz. makaron wciągali ale niektórym "mięcho" nie spasowało, Oskar zjadł makaron z serem a Olo z dżemem :) Slec chyba całkowicie zrezygnował z węgli :P

Po śniadaniu grzebiemy jeszcze przy bajkach, Slecia już nosi więc o 9:15 zbieramy się ekipom w kierunku startu, parę asfaltowych kilometrów na rozgrzewkę to dobry pomysł, choć nie czuję się najlepiej :(

Docieramy na start, skanujemy numerki i chowamy się do cienia...spotykamy Wojtka Markiewkę z Gymnasion MTB Team, zajebiście pozytywy człowiek, od razu polepsza mi się humor, żartujemy że kręcimy dzisiaj czas poniżej 4h ;) ... wypijam gutar, zjadam batona bo na trasie mogę nie przełknąć mordoklejka ;) trzy żele spakowane w kieszeni, jeden magneslife i jeszcze jeden gutar.

9:50 - zbieram się do sektora, już widzę znajome twarze :)... co ciekawe, sektor duży, miejsca w brud a ekipa rozstawiona podobnie jak w Międzygórzu, każdy ma "swoje" ulubione miejsce ... trochę tak jak w szkolnej ławce ;)

ekipa zauważona na starcie

Klosiu
JPbike
DMK77
Slec
Zabel
Maks
Rodman
Arek
Jarekdrogbas

Ustawiam się koło Mariusza, start opóźniony o 10 minut więc spokojnie sobie rozmawiamy, podchodzi przywitać się Damian, wymienił oponę z przodu na NN przez chwilę zastanawiam się czy nie popełniam błędu jadąc na Geax Saguaro bo z ostatnich, piaskowych testów nie byłem zadowolony. Z ciśnieniem też nic nie kombinowałem 3.5 bar do obu kół.
Przyszedł Jarek z obandażowaną ręką, ledwo może kierę utrzymać, twardy jest, pomimo bólu decyduje się na start na mini, jak się okazało zajmuje 3 miejsce na tym dystansie, szacun!

Sektory się łączą, przesuwamy się do przodu - speakera już nie słychać, i dobrze! :) muzyczki przed startem też nie będzie - niedobrze ;) ... w końcu ruszamy! słychać tylko klik wpinanych bloków w pedałka i maszyna już się rozpędza...



dojeżdżamy do pierwszego piaszczystego odcinka, kuweta jak się patrzy :) na szczęście jest szeroko, na forum czytałem że lepiej trzymać się prawej strony, tak też zrobiłem ale lepiej nie było bo zrzuciło mnie z bika. Większość wybrała lepszy wariant i sporo osób mnie wyprzedziło.


jak widać nie tylko ja cisnę z buta :)


Wołam do Grega że tym razem nie będzie 100% w siodle ;) po wykopaniu się z piachu wjeżdżamy w las. Trasa pyli, po chwili gały pełne syfu, jadę na jedno oko i klnę pod nosem. Trzymam się Klosia, pytam, czy przed nami nie jedzie czasem Damian, Mariusz naciska mocniej na pedałki, sprawdzimy ... jednak nie, On już dawno pojechał ;)

Po kilku piaskownicach robią się spore przerwy i tworzą się pierwsze małe grupki, Mariusz gdzieś się zakopał a ja załapałem się do kilkuosobowej grupy.

Chciałem początek zacząć trochę spokojniej ale zdecydowałem się trzymać koło choć pulsometr pikał powyżej 170bpm - myślę sobie, bracie, długo to ty nie pociągniesz ale nie odpuszczam.

Staram się zejść nieco z tętna, bliżej 160bpm ale jak tylko zwalniam to grupka mi nieco odchodzi, dociągam a budzik znowu powyżej 170 pokazuje :/ czuję się dobrze więc decyduję się nie odpuszczać.

Średnia cały czas powyżej 30km/h czyli całkiem przyzwoicie, chłopaki naginają, cały czas jest wąsko więc na razie nie ma mowy o wyprzedzaniu i zmianach, uczepiłem się jak rzep na końcu i zadowolony jechałem do przodu ;P

Sielanka nie trwała zbyt długo bo znów zaczęły się piaskownice, grupka się podzieliła, trzech kolarzy trochę odjechało a z tyłu już nikt nie miał ochoty tego pospawać ... tempo trochę siadło więc postanowiłem sam powalcować trochę z przodu. Chłopaki z przodu naginali za mocno dla mnie a z tyłu ogon mi się oderwał, no to lipa - pomyślałem, będzie jak w Dolsku, zacznę gonić tych z przodu i się wypstrykam. Postanowiłem jechać swoje i poczekać na rozwój sytuacji, tempo nadal powyżej 30km/h więc jest ok.

Dojeżdżam do pierwszego bufetu, wołam, woda?! - dostaję niecałe pół kubka - dzięki! :/ pewnie dlatego że nie użyłem magicznego słowa - proszę ;)
Dalej już nie zapominam o kulturze i grzecznie proszę i dziękuję za ułatwianie mi jazdy.

Na bufecie zauważam Arka Susia który napełniał bidon, z przodu kilkadziesiąt metrów jedzie biker ale jego tempo jest takie samo jak moje więc się nie zbliżam. Arek mnie dogania, przy okazji dziękuję mu za pomoc w Międzygórzu przy bufecie bo wcześniej nie miałem okazji. Wyprzedza mnie i zachęca do jazdy na jego kole, korzystam z propozycji, dociąga nas do zawodnika z przodu. W trójkę jedzie się super, dajemy mocne zmiany, nikt się nie oszczędza. Mamy kilkaset metrów przed nami kolejną grupkę więc jest motywacja żeby jeszcze mocniej napierać. Na moich zmianach znów tętno powyżej 170bpm ale jak chowam się za koło to szybko spada do 160bpm więc jeszcze jest dobrze. Od grupki dzieli nas jakieś 200 metrów, na mojej zmianie postanawiam połączyć peletonik, mocniej się spinam i udaje się dojechać, 176bpm to chyba był mój dzisiejszy max.
Niestety dojechaliśmy tylko we dwójkę bo Arek został z tyłu, nie wiem co się stało, szkoda.

Jedziemy dalej, nowa grupka okazała się niechętna do współpracy :/ ciągnęliśmy ten ogon we dwóch, sporadycznie ktoś tam dał krótką zmianę, sam się wcześniej woziłem więc odpokutowałem teraz swoją winę ;) ... zarzucam magneslifa i wciągam żelka ... tak dojeżdżamy do kolejnego bufetu. Cała grupka się zatrzymuje, wypijam trzy kubki wody bo słodko w gębie, zjadam trochę owoców i zabieram żelek maxima z bufetu (którego gubię gdzieś po drodze)

W trakcie postoju mija nas spora grupka, nie zatrzymują się więc koniec biesiady, jedziemy dalej. W grupce widzę bikera na przełajówce i Mikiego z Herbapolu który nigdy się nie oszczędza, powinno być dobrze. Kawałek jest git ale chyba trochę za duża ta grupka była, zrobiło się nerwowo, Miki pociągnął z przodu mocniej i kawałek odjechał, dwóch kolesi poprawiło i się wszystko posypało. Troszkę szkoda bo razem mieliśmy większe szanse na dobre tempo. Ja postanowiłem jechać swoje, średnia cały czas zadowalająca, żadnych dolegliwości, można śmigać. Przez parę kilometrów nic się specjalnego nie działo, jechałem z przodu nie patrzyłem co się dzieje za mną, nikt mnie nie wyprzedzał więc chyba wszyscy zadowoleni ;) z przodu na długich prostych miga w oddali koszul z Twomarku ale jest za daleko żeby z lookać na czyich jest plecach.

W końcu zjeżdżamy w pętli giga i znów zaczyna się coś dziać, przed trzecim bufetem wyprzedza mnie Klosiu, miałem chęć zabrać się z nim ale w planie był dłuższy postój na bufecie i nie udało się załapać na koło. Trochę czasu straciłem na tym postoju, najpierw przez chwilę mocowałem się żeby odkręcić camela potem miałem problemy z jego zakręceniem :/ ... bywa.
Właścicielką koszulki Twomarku okazała się Ewelina Ortyl, od razu widać że to nie jest jej ulubiony teren. Zrobiło się tłoczno na trasie, ale udaje się wyprzedzać całkiem sprawnie. Docieram do sławnej pętli XC, całkiem fajna traska, przejeżdżam całość w siodle. Przy stanowisku z aparatem robię mały błąd techniczny i mocno podpieram się lewą nogą żeby nie wyglebić, przeszywa mnie ból w udzie, na szczęście to nie kurcz. Jadę dalej, zaczepiam kierą o drzewko ale i tym razem udało się wybronić.

Wyczekuję na osławionego killera, szukałem, ale go nie spotkałem, pewnie to jakaś popierdółka była ;)

Kończę pętelkę i spotykam GG, mówi że teraz już tylko prosto do mety, no to włączam udo i napieram dalej. Jedzie się nadal super, mijam kolejnych zawodników. Szukam w kieszonce gutara żeby zarzucić na końcówkę, w końcu go wygrzebałem ale miałem problemy z jego otwarciem, jak mi się ta sztuka udała to wjechałem w dziurę i połowę wylałem :P kij z nim.

Po paru minutach dochodzę jakąś grupkę, wyprzedzając, w oddali widzę żółtą koszulkę OSOZ Team, zastanawiam się kto to może być, powoli się zbliżam. Teraz już widzę że to Piotrek (slec) liczyłem że będę dzisiaj blisko niego ale nie aż tak ;)

Postanawiam skorzystać z okazji i urwać zioma, po cichaczu podjechałem i zaatakowałem z zaszkoczenia :P ale chwycił koło więc jeszcze nie ma z nim tak źle, woła że go kurcze ściągnęły z bika, współczuję mu ale poprawiam atak, czyżbym słyszał "to se k...wa jedź" ? ;P Jadę zadowolony że udało się urwać Slecia, chociaż wiem że nie podda się bez walki, zaczynają się tabliczki z oznaczeniem ile km do mety, teraz już wiem że Piotrek będzie gonił bo go to zawsze dodatkowo motywuje. Już mi się trochę dłuży ta trasa, 2km do mety...zerkam za plecy, jest żółty, jednak doszedł. Wpadamy razem do kuwety ;) mówię do niego że uparty jest ;) widać na twarzy że jest ujechany bardziej ode mnie ale twardo napiera do przodu i odskakuje mi trochę na tym piachu. Zakopałem się i cisnę bika szukając przejezdnej trasy, slec jedzie, no to po ptokach ... jednak nie, też zlazł i szura z buta ... wyjeżdżamy razem z tego piachu. Kilometr do mety, Piotrek mówi że jak chcę wygrać to mam jechać, chciałem wygrać ale zasłużenie a nie "kopać leżącego" ;) miałem swoją szanse 5 km przed metą ale nie dałem rady jej wykorzystać.
Wjeżdżamy razem na metę, trzymając się za ręce, może ktoś pstryknął nam fotkę?
Klosiu już na mecie, nie wygląda na zajechanego, gratuluję mu dobrego wyścigu.
Idziemy do bufetu po wodę, pijemy i wylewamy na siebie po pół butli na głowę, spotykamy Arka odpoczywającego w cieniu. Chwilkę rozmawiamy, w namiocie maxima kupuję dwa regenery, testujemy truskawkowe muszę przyznać że nawet dobre, Spotykamy Damiana, przebrany, zadowolony, no to pewnie znów 30 minut w plecy, podaje mu czas, mówi że dużo nie straciłem, no to elegancko :) spotykamy jeszcze Rodmana. Znalazł się jeszcze Miluś na mecie, mówi że żarcie nawet dobre ale nie czuję głodu, mam za to nieodpartą chęć na zimnego browara :) więc zawijamy się na chatę...ufff end

Na koniec fun


Miluś vel Gruzin ;P


Gruzin koksiarz


Sponsorem imprezy jest...


dwa koksy-wycinaki :)

  • DST 79.24km
  • Teren 70.00km
  • Czas 05:31
  • VAVG 14.36km/h
  • VMAX 63.99km/h
  • HRavg 153 ( 80%)
  • Kalorie 5158kcal
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

POWERADE MTB MARATHON - MIĘDZYGÓRZE 2010

Sobota, 19 czerwca 2010 · dodano: 21.06.2010 | Komentarze 4

Droga do Międzygórza z przygodami więc na miejsce docieramy tuż przed północą, skrót okazał się nietrafiony i blisko 2 godzinna obsuwa. Czasu wystarczyło na dwa piwka, chwilka gadki i uderzamy w kimono. Rano w kuchni lekkie rozczarowanie, Pani kucharka nie była przygotowana na "rowerowe" śniadanie. Kilka kanapek musiało wystarczyć na te parę kaemów.
9:45 zbieramy się na start, z daleka słychać głos spikera że start przesunięty o 30minut. No to luzik, jest czas na przywitanie się ze znajomymi, Jackiem, Mariuszem, Jarkiem po chwili nadjeżdża Damian chwilka rozmowy i śmigamy na rozgrzewkę. Parę minut lekkiego kręcenia pod górkę i wracamy na start. Stajemy w 3 sektorze (to chyba dla mnie ostatni raz, chyba że uda się w Murowanej nie stracić zbyt wiele do zwycięzcy) jest jeszcze czas na krótkie rozciągnie, minuta do startu, życzymy sobie z Damianem powodzenia i jazda.
Zaczyna się od podjazdu, mój mizerny poziom wytrenowania nie pozwala na "szaleństwa" :P na pierwszych kilometrach więc wszyscy którzy mieli mnie wyprzedzić robią to przed pierwszym wypłaszczeniem. Jacek, Mariusz i Damian pognali za czubem i tyle ich widziałem.
Zostali za to wszyscy z OSOZ-u ;) więc jedziemy sobie razem przez pewien czas. Z Matim i Rafałem docieramy do pierwszego bufetu, Grześ został troszkę za nami. Na podjeździe pod Śnieżnik Math nadaje tempo, wyprzedzamy Justynę Frączek i Roberta który jedzie z aparatem i przy okazji foci wymijanych przez siebie zawodników, szacun! :)
Co jakiś czas sprawdzamy nasze pulsy, mam podobne co chłopaki tylko że próg mam niżej i wiem że jak dalej tak będę jechał to skurcze mnie dopadną i tyle będzie z jazdy. Powoli puszczam koło, mówię do Rafała że zwalniam bo nie daję rady, chyba też trochę odetchnął bo stwierdził że jedzie ze mną. Krzyczę za Matim żeby nie czekał na nas, młody jest, ma zdrowie, niech nagina, a nie wozi się z miłośnikami hasła "piwo to nasze paliwo" ;) zawsze parę punktów dla teamu będzie więcej.
Po dojechaniu na szczyt Śnieżnika zaczyna się zjazd czerwonym szlakiem w dół, w tym momencie nadjeżdża czub z dystansu Mega...grzecznie ustępujemy miejsca zawodowcom. Po chwili mija nas Justyna Frączek, Slec nie kłamał że kobieta wymiata na zjazdach. Udaje się przeczłapać ten fragment bez gleby, zaczyna się kolejny podjazd, po jakimś czasie czuję że "łapie" mnie skurcz, udo w prawej nodze. Nie męczę nogi i daję spory kawałek daje z buta żeby to rozchodzić. Spotykamy Wojtka (nr 4404) z którym jechałem przez długi czas w Złotym Stoku.
Jak zwykle jest nam wesoło :) już tu jakiś taki niewyraźny jestem :P

Docieramy do drugiego bufetu, rzucam się na żarcie jak wygłodniały zwierzak, efekt skromnego śniadania dał o sobie znać. Jakiś zawodnik pomaga mi napełnić garb wodą (dzięki!) w momencie jak ruszam do bufetu dociera Grześ. Zaczyna się zjazd, czuję przenikliwe zimno, pomimo dwóch warstw pizga mi strasznie, dobrze że nie rozbierałem się na podjeździe. Prócz trzęsawki z zimna mam trzęsawkę z podłoża, spec i reba jednak dają radę, czuję jedynie ciepło (przez moment nawet parzyło) od rękawiczek i chwytów na tej tarce. Zgubiłem gdzieś na tym zjeździe Rafała, jedzie na HT więc pewnie dlatego odjechałem. Jadę swoje, pewnie na podjeździe mnie dojdzie. Na szczęście dla mnie skończyły się długie podjazdy więc udaje się zmęczyć wszystko w miarę sprawnie. Kręgosłup daje o sobie znać, dupsko też mnie boli niemiłosiernie chyba trochę za wysoko siodło ustawiłem. Nie ma czasu na korekty do mety już niewiele zostało. Na ostatnim długim podjeździe w lasku, widzę przed sobą koszulki osoz-u to Lucyna i Maciek z dystansu mega, jest jeszcze jedna koszulka, czyżby Mateusz? okazało się że tak, złapał wcześniej gumę więc parę minut stracił. Odcinek nie jest długi ale różnica 3-4 minut jest. Z zjeździe mijam Maćka z Lucyną i próbuję gonić Matka. Meta coraz bliżej, na błotnistym odcinku utknąłem za kilkoma zawodnikami, więc odpuściłem i spokojnie turlałem się w kolejce z innymi. Ubawiłem się jeszcze na końcówce, jechałem za zawodnikiem (chyba z M4) z asfaltu skręt z prawo, dość mocno pod górkę, kolega zaczyna puszczać wiązankę pod adresem orga, że taki i owaki, że po co taka końcówka itp itd, jęczał tak aż do miejsca gdzie focili ze sportografa. Ostatni zakręt i meta ! dotarłem cały i zdrowy :) kolejny sukces :P
Jak zwykle bardzo mi się podobało, makaron ma mecie smaczny żadnych strat w sprzęcie, dobry trening na progu LT.
Teraz trzeba brać się do solidnych treningów przed Głuszycą bo tam mogę mieć już spore problemy z dotarciem do mety.



foty by ZABEL - dzięki :D







time 05:26:02 open 100/154 M3 39/58

Pozdrawiam i do zobaczenia w Murowanej Goślinie 04.07.2010

  • DST 54.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 04:39
  • VAVG 11.61km/h
  • HRavg 137 ( 72%)
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Trophy 2010 - etap 4 - Skrzyczne

Poniedziałek, 7 czerwca 2010 · dodano: 07.06.2010 | Komentarze 1

opis później

z ciekawostek - słoneczko pokonało mnie drugi raz z rzędu, znów człapałem po trasie :/

wynik
open 180 / M3 90 / czas 04:39:13

finiszer :]

generalka
open 164 / M3 85 / czas 21:06:55

  • DST 74.00km
  • Teren 65.00km
  • Czas 06:45
  • VAVG 10.96km/h
  • HRavg 136 ( 71%)
  • Podjazdy 2717m
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Trophy 2010 - etap 3 - Wielka Racza

Sobota, 5 czerwca 2010 · dodano: 07.06.2010 | Komentarze 1

opis później

z ciekawostek - słoneczko mnie zniszczyło dzisiaj, ledwo doczłapałem do mety i na ostatnim kilometrze wykąpałem się w gnojówce i wyglebiłem na zjeździe tuż przed metą ;)

wynik
open 178 / M3 91 / czas 6:44:36

  • DST 68.00km
  • Teren 65.00km
  • Czas 05:50
  • VAVG 11.66km/h
  • HRavg 144 ( 75%)
  • Podjazdy 2581m
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Trophy 2010 - etap 2 - Klimczok

Piątek, 4 czerwca 2010 · dodano: 07.06.2010 | Komentarze 0

opis później

z ciekawostek - dzwon z drzewkiem na zjeździe na 16km mógł mnie wykluczyć z dalszej rywalizacji ale okazałem się twardszy od choinki ;p

wynik
open 159 / M3 82 / czas 05:49:55

  • DST 44.50km
  • Teren 40.00km
  • Czas 03:53
  • VAVG 11.46km/h
  • HRavg 148 ( 77%)
  • Podjazdy 1672m
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Trophy 2010 - etap 1 - Wielki Stożek

Czwartek, 3 czerwca 2010 · dodano: 07.06.2010 | Komentarze 1

problemy z grafą w kompie więc opis później

z ciekawostek - odkręciła mi się z dołu śruba z amora i wyciekł olej :/ ale wytrzymał do końca te 4 dniowej imprezy chociaż miałem wrażenie że nie działał jak powinien ... kto by się tam przejmował taką drobnostką ;P

wynik
open 193 / M3 99 / czas 3:53:09


edit
chyba przez cały wyścig głupio cieszę ryja ;)


  • DST 59.56km
  • Teren 35.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 22.34km/h
  • HRmax 177 ( 93%)
  • HRavg 158 ( 83%)
  • Kalorie 2416kcal
  • Sprzęt "S"kładak bujak
  • Aktywność Jazda na rowerze

silesia cup 2010 giga

Niedziela, 30 maja 2010 · dodano: 30.05.2010 | Komentarze 4

32open/12M3 02:14:59 ostatni trening przed MTB Trophy, przez cały czas pilnowałem tętna, bardzo przyjemnie się jechało, dobrym pomysłem było zabranie camela z 3x powerade (wysiorpałem prawie wszystko) nowe buty nie obdarły, bujak się bujał ale parę razy zabrał łańcuch pod ramę (konieczna wstawka na ramę)żadnych dolegliwości po zawodach więc jest git.










photo by Przemysław Witwicki

photo by Przemysław Witwicki

  • DST 79.50km
  • Teren 75.00km
  • Czas 06:45
  • VAVG 11.78km/h
  • VMAX 60.84km/h
  • HRavg 148 ( 77%)
  • Kalorie 6233kcal
  • Sprzęt "S"kładak MTB
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Złoty Stok

Sobota, 15 maja 2010 · dodano: 16.05.2010 | Komentarze 4

przez ostatni atak jakiegoś złośliwego bakcyla, brak treningów, pojawiły się spore braki kondycyjne i ledwo doczłapałem do mety ;). Dodatkowo, małe, upierdliwe problemy sprzętowe, reszta dla mnie bajka, bardzo mi się podobało :D ... pełny opis wkrótce

na starcie, 2 sektor ... po chwili wszyscy mnie minęli ;) © adamuso


dalej już tylko SPA, wszechobecne błoto...zajedwabiście! © adamuso


sekundę później, trzeba było jedak wybrać MMA ...w ringu lepiej wyglądam ;) © adamuso

140/56 M3 06:43:52

  • DST 38.98km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:38
  • VAVG 14.80km/h
  • Sprzęt "S"kładak MTB
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Maraton Karpacz 2010

Sobota, 1 maja 2010 · dodano: 03.05.2010 | Komentarze 8

pojechałem z nadzieją że mimo choroby i antybiotyków jednak uda się wystartować, niestety rano w dzień zawodów nie czułem się na tyle dobrze by jechać w zawodach na dystansie giga. Wybrałem się za to, "uzbrojony" w aparaty na trasę zawodów popstrykać ziomkom parę fotek.

Przy Wangu szukam trasy ale nie potrafię znaleźć oznakowania, na szczęście z pomocą nadjeżdża Jarek (pozdrawiam!)który rozgrzewa się przed startem, wskazuje mi drogę, dzięki.

Teraz żałuję że wcześniej tego nie zaplanowałem bo lepiej bym się na trasie ustawił :/ ale i tak wzbudziłem postrach wśród ludzi ze sportografu jadąc kilka minut przed peletonem po trasie ;) widząc mnie rzucili się na sprzęt jak szaleni :) Nie mając zbyt wiele czasu, zaczaiłem się na Gigowców na pierwszy zjeździe. Trzymając w ręce dwa aparaty, z jednego kręciłem filmiki a z drugiego cykałem foty (fotek nie oglądałem jeszcze, mam nadzieję że coś z tego wyszło) filmiki można zobaczyć poniżej, nie podkładałem muzyczki więc słychać moje pociąganie nosem, sorki.


MTB Marathon Karpacz 2010 cz1 - zawodnicy z dystansu GIGA


MTB Marathon Karpacz 2010 cz2


MTB Marathon Karpacz 2010 cz3


MTB Marathon Karpacz 2010 cz4


Po przejechaniu zawodników, ruszam dalej wcześniej oddając moją zapasową dętkę zawodnikowi który miał pecha na tym zjeździe. Jadąc, spotykam kolejnych nieszczęśników (złamany hak przerzutki i z tego co pamiętam zerwana linka przerzutki) tu niestety nie mogę pomóc. Dojeżdżam do kawałka z oznaczeniem "!!!" stanąłem, popatrzyłem, ucieszyłem się że w głębi duszy że nie muszę dzisiaj tego robić. Nawet gdybym był zdrowy i pełen sił to i tak miałbym spore problemy techniczne. Na dole znów sportograf ustawiony, tu na pewno będą super foty, głupio mi się ustawiać przy nich więc jadę dalej. Po zjeździe pytam służby medyczne o drogę na Karpacz, muszę albo wrócić tą samą drogą albo jechać jeszcze kawałek trasą. Jadę dalej, zaczyna się kawałek asfaltu który kończy się skrętem w fajny singielek.
Decyduje się przyczaić na Megowców w tym miejscu, rozkładam sprzęt i czekam. Po kilku minutach czekania, słyszę odgłos motocykla, są blisko. Pan na motorze podjeżdża jednak bez zawodników, poprawia oznaczenia trasy (poprawia taśmy, przyczepia nowe strzałki) i śmiga dalej. Po kilku kolejnych minutach nadjeżdżają, tym razem zostawiam kompakta na ziemi i włączam nagrywanie, aku były już słabe więc nie wiem ile się nagra, oto efekty


MTB Marathon Karpacz 2010 - zawodnicy z dystansu MEGA, na filmiku można looknąć jaką się miało stratę w tym momencie do czuba ;)


druga część tego filmiku.

z drugiego aparatu cykam foty, oprócz ziomków z teamu w tłumie szukałem znajomych twarzy z BS, kilka dojrzałem mam nadzieję, że udało się złapać w kadr (jutro będę wiedział jak Miluś porzuci mi kartę z aparatu) Któryś z zawodników pyta o imbusy, szukam w torbie podsiodłowej ale nie potrafię znaleźć, mówię że chyba jednak nie mam :( zawodnik rusza, sprawdzam plecak, jednak są ! krzyczę ! zawodnik cofa się i poprawia mocowanie siodła.

Przejechał prawie cały osoz z wyjątkiem Bena, decyduję że dłużej nie czekam i ruszam dalej za peletonem. Nie jadę singiekiem żeby nie robić niepotrzebnego zagrożenia ;) skracam drogę asfaltem i czekam na podjeździe.
To był jakiś 20km a po twarzach widzę że wielu zawodników ma już serdecznie dość, jakoś się nie dziwię. Wręczam jednemu zawodnikowi, cierpiącemu na skurcze fiolkę z MAGNESlife mam nadzieję że choć trochę pomoże mu to w osiągnięciu mety. Cykam kolejne foty, tym razem już mocna selekcja bo na karcie coraz mniej miejsca. Jadę dalej, spotykam kolejne osoby z problemami, tym razem zerwany łańcuch, pytam czy pomóc, pytają czy nie mam spinki, co? ja nie mam? ;) pewnie że mam :P full wypas serwis...kilka minut chłopaki się męczyli
bo troszkę krzywo rozkuli ogniwko, na szczęście przybornik z "kombinatorkami" daje radę i przy użyciu brutalnej siły udaje się spinkę przepchnąć, powinno dać radę. Zawijam sprzęt i turlam się dalej. Dojeżdżam do asfaltu skręcam w prawo, po lewej zamknięty szlaban ale są strzałki i widzę świeże ślady na trawie więc ktoś tam pojechał, na wprost 100metrów dalej też strzałki tylko że w innym kierunku. Wybieram drogę na wprost i okazuje się że chyba słusznie. Przypadek ? zaniedbanie ? podejrzewam że jakiś dowcipniś pozmieniał oznaczenia. Na liczniku mam 30km (mini bym przejechał:P) sprawdzam GPS i wracam asfaltem na stadion do Karpacza, w mieście masakra ! normalnie krupówki ! tłumy ludzi, mam nadzieję ze nie będą tego mieli zawodnicy na trasie. Na stadionie nie widzę nikogo z osozu więc ustawiam się i grzecznie czekam. Pierwszy z teamu dojeżdża Miluś jechał mega, zaczyna przyjeżdżać coraz więcej zawodników z giga więc wypatruję Slecia. Mija sporo minut, najpierw dojeżdża czarnaMAMBA, widzę DMK77 i cykam fotę, po kilku minutach śmiga JPbike ale za późno łapię focusa i dopiero fota z tyłu wyszła :/ (foty poniżej)
tylko parę fotek z mojej karty, jutro będzie reszta

Fotki

Slecia nadal nie ma, to źle wróży, albo przeszarżował i uszkodził sprzęt albo przeszarżował i spuchł :P ...w końcu jest, cały :) więc spuchł... no może nie do końca ;) dwa razy dętki zmieniał więc troszkę stracił no i te cygarety :/
po chwili dojeżdża Greg który, muszę przyznać, ładnie pojechał.
Stajemy na stadionie, podjeżdża Damian chwilę gadamy ale zaczyna padać więc mykamy na chatę.

Czy żałuje że pojechałem i nie wystartowałem, na pewno tak. Szkoda tej kasy którą mógłbym spożytkować na sprzęt. Z drugiej strony byłbym jeszcze bardziej zawiedziony siedząc w domu. Najgorsze jest to że zdrowie nadal szfankuje i do tego tak mnie pogryzły robale gdy czekałem na zawodnków, że mam całe nogi spuchnięte i nie mogę chodzić (dzisiaj już trochę lepiej) :( chyba jakaś reakcja alergiczna z przyjmowanymi lekami bo wcześniej nie miałem taki szopek z pogryzieniem przez komary.Najgorzej że nadal bez treningu będzie. Normalnie, cały czas mam ostatnio pod górkę, ech te mtb ;)

  • DST 91.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 26.00km/h
  • VMAX 49.77km/h
  • HRmax 195 (102%)
  • HRavg 157 ( 82%)
  • Kalorie 3772kcal
  • Sprzęt "S"kładak MTB
  • Aktywność Jazda na rowerze

mtb maraton Dolsk

Sobota, 10 kwietnia 2010 · dodano: 10.04.2010 | Komentarze 2

dojazd na maraton 17 km (Borek Wielkopolski) + dane z licznika 93.51km 3:47:15 z bujaniem się za metą.

sportchallenge
czas 03:29:30.131
open 127 (po aktualizacji 124)
w M3 42 (po aktualizacji 41)

Jak na mnie to przejechałem to całkiem sprawnie ;) (skurcze dopiero po ok 2.5h) jutro napiszę coś więcej...może :P

ps. muszę zgrać i looknąć na dane z pulsia bo te 195HR to może być wałek.



edit 12/04/2010

Rozpoczęcie sezonu MTB Maraton Dolsk 2010
Na wyjazd zebrała się dość liczna OSOZ-owa ekipa
Piotrek (slec)- GIGA M3 nr startowy 601
Greg (karmi7) - GIGA M3 nr startowy 602
Rafał - MEGA M3 nr startowy 615
Oskar - MEGA M2 nr startowy 611
Ben - MEGA M4 nr startowy 613
Miluś klik- MEGA M3 nr startowy 607
Math klik - GIGA M2 nr startowy 616
Adam - GIGA M3 nr startowy 605
Ja - GIGA M3 nr startowy 606
W piątek po pracy zapakowaliśmy się w fury i ruszyliśmy w kierunku Dolska. Auta małe, dużo ludzi więc pojechaliśmy bez rowerów a Grześ i Oskar mieli rano dojechać dużym klamotem ze sprzętem na pokładzie. Istniało ryzyko że coś się nie uda i pozostanie mam popstrykać foty peletonowi ale wojowniczy Greg spisał się na medal i o 8 rano zameldował się ze sprzętem w Borku Wielkopolskim (BIG thx ziom) swoją drogą ruszyć o 4 rano, przejechać 300km autem o wątpliwym komforcie, wystartować na dystansie Giga i wrócić 300km… tego zadania mógł się podjąć tylko On.

Pobudka o 7:00, śniadanie – próbuję wciągnąć spaghetti ale nie wchodzi ;) na szczęście poprzednim wieczorem był solidny posiłek więc nie walczę z makaronem na siłę. Pierwszy dylemat, co ze sobą zabrać? jak się ubrać? Zamiast zajmować się pierdołami dzień wcześniej i siorpać browar mogłem to przemyśleć i zrobić z tym porządek. Kolejne, przedstartowe, cenne doświadczenie (do zapamiętania) ten sezon tak właśnie będzie wyglądał, zdobywanie maratonowych doświadczeń i przyzwyczajenie organizmu na obciążenia startowe. To dopiero moje czwarte a ściślej pisząc drugie poważne rowerowe wyzwanie (2x silesia cup i Istebna u GG w zeszłym sezonie) nie wspominam tego najlepiej, ze względu na problemy z kurczami wyglądało to raczej jak walka o przetrwanie niż wyścigi. Teraz miało być inaczej…
Zastanawiamy się rano jak jechać na miejsce startu, pogoda nie zachęca ale dystans tak( 15km) nie powinien wyrządzić mi krzywdy ;) decyzja zapada, jadę bikiem, Mateusz jedzie ze mną, reszta rusza samochodami. Po pierwszych kilometrach już wiem co nas czeka, w mordewind i przelotny deszczyk. Docieramy na miejsce, szukamy ziomków. Jadę do biura zawodów, spora kolejka, dobrze że mam już numerek. Zastanawiamy się czy trzeba kliknąć numerki przed startem? Chyba nie trzeba ale nie ryzykujemy i ściągamy numerki z rowerów. Spotykamy Damiana klik przywitanie, krótka rozmowa … stoicki spokój na twarzy, wiem że jest dobrze przygotowany, śledzę na BS jego postępy :)niestety czas goni więc lecę pod maszynę na skan, wszystko wporzo, montujemy numerki nazad. Start giga przesunięty o 20minut.

Adaś pyta czy mam przy sobie jakąś kasę, potrzebuje na cito rękawiczki z długimi palcami, faktycznie pizga więc wspomagam kolegę paroma złotymi.
Kupuję dwa batony z czego jednego konsumuję przed startem, drugiego chowam do bluzy pod kurtką z obawą że nie zdołam go wyciągnąć w trakcie wyścigu, najwyżej będzie na posiłek regeneracyjny ;)

Dostaję od Milusia informacje o tragedii w Smoleńsku, samolot, Prezydent, katastrofa, ofiary ? nie dociera to do mnie, pięć minut do startu, wchodzimy z Matim do sektora jako jedni z ostatnich. Organizator potwierdza informacja o Smoleńsku przed startem, nadal nie dociera do mnie ogrom tragedii. Minuta ciszy. Wokół nie widzę zmartwionych twarzy, każdy skupiony nad tym co będzie tu i teraz …
Spiker krzyczy, wystartowali !!! … łod de fak?? ? peleton ani drgnął, troszkę się zagalopował kolo ;) odlicza minutę do startu, nie słyszę muzyczki …10sek..9..8 …...... no i się zaczęło :)

Kawałek asfaltu pod górę, już robią się dziury w peletonie… jadę gdzieś z tyłu, zaczyna się teren, trochę piachu…widzę Grega, odjeżdża mi na kilkanaście metrów, za moimi plecami jedzie Math. Tętno 160bpm, zaczyna się ;) w głowie natłok myśli, ile tak ujadę? Kiedy pojawią pierwsze skurcze ? bo że się pojawią jestem pewien na 100% :/ … Jadę, parę zakrętów, mijam Grzesia… przewężenie, zaczynam wyprzedzać i przeskakiwać do przodu przez małe grupki i przez pojedynczych zawodników. Mateusza na kole już nie ma (problemy z przednią przerzutką zostawiły go kilkanaście sekund za mną) skręt w lewo, asfalt pod górkę, udaje się objechać jeszcze kilku bikerów i łapię się do grupki kilkunastu zawodników. Jadę na ogonie odpoczywając, zerknięcie na pulsia 170bpm samopoczucie nadal ok. kilkadziesiąt metrów przed nami inna grupa…u nas zero współpracy :( jedziemy ławą, szeroko, bez słowa … Jeden zawodnik zaciąga, widać że mu zależy i ma sporo siły, nikt nie daje mu zmiany …objeżdżam grupę i pcham się na wiatr… lekko z górki wychodzę na czub i ciągnę przez kilka(dziesiąt)(set) metrów do tętna 180bpm i odpuszczam. Chowam się do środka grupy, znów nostalgia i spokój, równym tempem. Wcześniej wymieniany zawodnik poprawia i znów zero reakcji grupy W terenie grupa się rozciąga, zostaję w ogonie, trzech zawodników odrywa się i po zmianach przeskakują do grupy którą mamy w zasięgu wzroku. Jestem trochę zły ale spoglądając na pulsometr zaraz mi przeszło ;) Po chwili jeszcze spróbowałem poderwać grupkę ale nikt za mną nie pojechał i zawisłem na kilka minut pomiędzy dwoma grupkami co kosztowało mnie kolejną bezsensowną utratę cennej energii ;) Po tym incydencie wiozłem się już grzecznie z tyłu, dogoniła nas kolejna grupka i w większym gronie turlaliśmy się do przodu.

Jakiś nerwowy Pan z M5 najpierw kogoś bezlitośnie zrugał że przyhamował mu przed nosem a potem coś krzyczał że się czub obija a sam wiózł się na kole ;) Zacząłem czuć niepokojąco zbite mięsnie w lewe łydce, wiedziałem co się zbliża kurcze, to chyba kurcz? albo skur—czy?byk? dobrze mi znane, nikomu nie potrzebne badziewie, przeszkadzające mi w swobodnym majtaniu nogami. Skupiłem się na płynnym pedaleniu i udało przeczekać się pierwszy kyzys, skurcz dopiero zaatakował mnie jak na piachu podparłem się nogą i wtedy mnie drapnął. Musiałem chwilkę prostować drzewo które już jeden biker pchał więc mu pomogłem (podparłem się i rozciągałem łydkę) na szczęście kurcz puścił i mogłem jechać dalej.
Zaimponował mi zawodnik z Herbapolu który dociągnął do nas grupę i jechał cały czas z przodu chociaż wyglądem przypominał raczej wytrawnego górala niż czasowca, widać pozory mylą …w końcu na wyboistym odcinku odjechał od nas i przez dłuuuugie kilometry jechał samotnie niestety przypłacił to wolniejszym tempem w końcówce i w końcu go dogoniłem. Mijając, pogratulowałem mu dobrej jazdy, odpowiedział że za zimno dla niego.

Na pętli mini jechało się już dobrze, dużo zawodników mobilizowało do jazdy, gdyby nie zacinający grad było by sielankowo. Na mokrym piachu zapchała mi się przednia przerzutka, potraktowałem ją isostarem z bidonu i odzyskałem blata. Najgorsze były ostatnie trzy kilosy, poczerniało niebo zerwał się bezlitosny wmordewind i ciężko brnęło się do przodu, mobilizowała mnie grupka bikerów w zasięgu wzroku, byli na wyciągniecie ręki, ale ostatecznie nie udało się ich dogonić. W końcu meta, dojechałem, jestem cały, sprzęt prawie też ;) szukam ziomów, jest Miluś i Slec …ciekawe ile mi Slec dowalił …5 minut? Jestem zadowolony. Piję parę kubków powerade i przegryzam pomarańczami i grejpfrutem. Mamy kupony na makaron ale nie korzystamy, a szkoda, bo podobno smaczny :/ Czekamy na resztę teamu, znów nadciąga deszcz więc chowamy się pod czyjś teamowy namiot. Przyjeżdża Damian, objechał nas wszystkich, mam do niego 15minut straty. Widać efekty solidnie przepracowanej zimy w jego przypadku i mojej zimowej jazdy regeneracyjnej. Olo twierdzi że i tak wyjdzie mi to na dobre … przynajmniej coś robiłem ;) Różnicę widzę, w Istebnej odcięło mnie po 1.5h na tętnie którym tu jechałem przez 3.5h …to duży postęp. Może być większy tylko jak się zmotywować na samotnym treningu żeby wkręcać się swobodnie w tętna 160-180bpm? Dzisiaj próbowałem 172bpm z jęzorem przy ziemi ;) pozostaje jazda z chartami i dużo odpoczynku.

Pogadaliśmy kilkanaście minut, Slec się chce zrewanżować Damianowi w Karpaczu, będzie ciekawie, Murowana przeniesiona na lipiec więc prawdopodobnie wystartujemy wspólnie z drugiego sektora. Jak sił starczy to może przez parę km będę przyglądał się z bliska ich walce, za Damianem przemawia żelazna kondycja, za Sleciem gabaryty i to że jest krejzolem na zjazdach. Nie wiem jak trudno technicznie jest w Karpaczu ale jest szansa (patrząc na profil trasy) że ostateczne rozstrzygnięcie może być po 65 kilometrze. Ciekaw jestem czy się sprawdzi ;)

Kończę moje wypociny bo i tak przekroczyłem limit o jakieś 1000 słów ;) kto przez to przebrnie to przepraszam za błędy i styl.

pozdrawiam

stat4u